sobota, 8 listopada 2008

Szymon Grzegorz Zytka

To już nie jest sekret. Tak właśnie nazywa się nasz nowo narodzony synek, który przyszedł na świat w Robinsdale (Minnesota) w szpitalu North Memorial dzisiaj w sobotę 8-go listopada o 13.13. Waga to 3330 gram i długość 52 cm. Amy i dziecko czują się dobrze i wszystko wskazuje że oboje są zdrowi. Wszystko zaczęło się wczoraj kiedy Amy miała ogromy ból w dole pleców jako że dziecko nie było odwrócone twarzą do pleców, czyli tył jego głowy parł na kość ogonową Amy i splot nerwowy tam. Jako że nie miała wystarczającego rozwarcia i ogromny ból po zbadaniu w szpitalu dali jej morfinę i wysłali do domu. Jak morfina przestała działać i mimo ćwiczeń pomagających odwrócenie dziecka ból powrócił i my też. Niestety był bardzo słaby postęp w rozwarciu więc dali jej inny środek znieczulający - uspakajający i wysłali do domu (bo nie chcieliśmy zostać w szpitalu, woleliśmy spać w naszych łóżkach). Wróciliśmy do domu 0 2 rano i po 5 pobódka i powrót bólu, więc szybko w samochód i z powrotem do szpitala. Na szczęście rozwarcie było już około 4 cm więc więcej niż 3 aby mogla być przyjęta na porodówkę. Od razu dostała Epideral czyli środek znieczulający wtykany przez anestezjologa między kręgami. Muszę przyznać że koleś zrobił super robotę - przez wczesną i aktywną fazę porodu nie było żadnego bólu a wcześniej Amy bardzo wrzeszczała bo tak ją bolało. Ból powrócił gwałtownie i jak się okazało powrócił na ostatnią fazę czyli przenie (wtedy epideral nie powinien działać bo w przeciwnym wypadku kobieta nie miała by sił przeć) czyli tak jak być powinno. Ta faza trwała na szczęście krótko. Wtedy przyszła lekarka aby odebrać poród - cały czas pielęgniarki same wszystko robiły (oprócz anestezjologa i innej lekarki na praktycę). To nie samowite, że tutaj lekarz stawia się w ostatniej chwili i tylko jak jest zupełnie potrzebny - normalnie pielęgniarki robią wszystko i tylko konsultują się z lekarzem jak coś potrzeba np. specjalne lekarstwa, itp. Dla mnie osobiście największe wrażenie robił fakt, że wszystko odgrywa się w 1 pomieszczeniu które bardziej przypomina mały pokój hotelowy. Dodatkowo każdy pacjent ma prawo do swoich preferencji - chcesz epideral - proszę bardzo; chcesz inny środek uspakajający - proszę bardzo (jak tylko oczywiście nie zagraża to życiu dziecka i mamy). W Polsce bardzo trzeba się prosić (przekupić?) aby dostać coś na ból. Tutaj też zdecydowaliśmy się na szczepienie przeciw wirusowi wątrobowemu typu B (nie wiem czy w Polsce też ma się ten wybór). Jak już kiedyś wspominałem bardzo wielką uwagę zwraca się tutaj na bezpieczeństwo - ja i Amy ma jednakowe identyfikatory na rękę z informacją o dziecku (z numerem identyfikacyjnym) oraz dziecko ma 2 takie. Dziecko może być w rękach osoby mające takie identyfikatory. Nikt nie może z obsługi szpitla wziąć dziecko poza pokój bez wcześniejszego powiadomienia i mama albo tata ma prawo pójść z dzieckiem. Każda osoba z obsługi musi mieć identyfikator. Dla mnie najważniejsze było to, iż mogłem być razem z moją teściową przy porodzie i mogłem razem z Amy i dzieckiem nocować w pokoju. Założę się że poród bez nas byłby dla Amy o niebo trudniejszy do zniesienia i pewnie też dużo dłuższy (ja sam byłem bardzo zmęczony po wszystkim po tym jak musiałem głęboko oddychać, wstrzymywać oddech podtrzas przenia sam napinając wszystkie mięśnie pokazując Amy jak ma to robić). Cały czas nie zapomnę tego łóżka które całe zbajerowane w mnóstwo ciekawych przycisków (regulacja światła, intercom, regulacja ustawienia, itp) miało opcję że jak przyszło do porodu to naglę zniknęła połowa jego i stało się typowym łóżkiem do porobu z tymi uchwytami na nogi i poręczami do chwytania. A jeśli chodzi o jedzenie szpitalne? Zdjęcia mówią same za siebie. Amy jakoś nie była mocno zadowolona, ale to tylko dlatego że nie jadła w polskim szpitalu, więc wiecie kto głównie wszystko jadł. Na szczęście w szpitalu są 2 kawiarnie plus maszyny z napojami i jedzeniem, więc tutaj z głodu nie da się umrzeć. Zapomniałem zrobić zdjęcie osobie roznoszącej jedzenie - mężczyzna który był ubrany jak kelner, więc zupełnie czasam zapomina się, że jest się w szpitalu. Sam fakt, że ten blog publikuję ze szpitala sam mówi za siebie - bezprzewodowy bardzo dobry Internet dla gości i pacjentów to zupełnie jak hotel. Zobaczymy jak przyjdzie rachunek za ten hotel :(

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Tak trzymaj bracie!Dr Weissman pozdrawia cię z kwatery głównej na Orbitalnej;)