poniedziałek, 30 czerwca 2008

A boy, czyli chłopiec

Dzisiaj poszliśmy z Amy na USG. 20 tydzień czyli można było zobaczyć jaką płeć ma dziecko. Jak tytuł wskazuje to jest chłopczyk. Pierwszy raz byłem z Amy, więc nie znałem tego miejsca. Jest to przychodnia - centrum medyczne. Bardzo ładne od środka. Nie znam się na USG więc nie umiem porównać jakości tej a Polskiej, ale pewnie nie ma dużej różnicy. Może zdecydujemy się na USG w 4 wymiarach - widziałem zdjęcia, więc wiem że to rewelacja, ale niestety musielibyśmy za to zapłacić. Zobaczymy. A jak z imieniem? Postanowiliśmy nikomu nie mówić aż się urodzi - taki mały sekret.



Chciałem umieścić filmik z USG ale niestety miałem problem z wrzuceniem go do bloga. Mogę tylko wrzucić pierwszy kadr z każdego. Przykro mi:(

niedziela, 29 czerwca 2008

Nauka

Nasza firma jest złotym partnerem Microsoftu. Oznacza to, że mamy dostęp do ogromnej liczy zasobów - oprogramowania, dostępu do pewnych stron, biuletynów, itd. Ale aby zostać takim partnerem trzeba tworzyć oprogramowania korzystające z programów Microsoftu oraz mieć w firmie minimalną liczbę certifikatów np. certyfikowany programista Microsoft. Jednym z warunków dostania lepszej premii w firmie jest posiadanie certyfikatu. Dlatego ja postanowiłem się przyłożyć i dostać taki certyfikat. Jest to bardzo trudne, gdyż wymaga to ogromnej pracy albo ogromnego doświadczenia. Tutaj trzeba bardzo dużo zapamiętać. Aby dostać certyfikat MCPD (Microsoft Certified Professional Developer) muszę zdać 3 egzaminy. Na szczęście w pracy mamy 3 książki które przygotowują do egzaminów (ta wiedza nie gwarantuje jednak zdania). Ja postanowiłem uczyć się do pierwszego z nich. Książka liczy 1000 stron. Mój sposób to codziennie czytać ją tak aby skończyć w tydzień. Po tygodniu spowrotem. I tak myślę przez 8 tygodni, czyli ok. 2 mc. Tyle powinno mi wystarczyć aby zapamiętać i zrozumieć dużą większość. Sam egzamin kosztuje ok. 125 dolarów, ale może jako partner nie będziemy musieli płacić. Jak nie to szef zapłaci za niego. Mam tylko nadzieję że wytrzymam w postanowieniu. 3 egzaminy x 2 mc = 6 mc, czyli pół roku i powinienem mieć tytuł profesjonalnego programisty Microsoftu. To bardzo ułatwia w znalezieniu nowej pracy. Egzaminy są trudne i jak już ktoś ma ten certyfikat to znaczy że musi być dobry. Mam nadzieję że mi się uda, na razie skupiam się na pierwszym.

Przeprowadzka

I oto nastał dzień przeprowadzki. Na szczęście przeprowadzamy się bardzo blisko i nie mamy zbyt dużo rzeczy - zaledwie kilka mebli. Do pomocy mieliśmy sąsiada z przyczepką i Amy 2 znajomych. To dziwne, ale udało nam się wszystko przewieźć jednym kursem. Ja prowadziłem Jeepa i odziwo tutaj weszło mnóstwo rzeczy. Razem mieliśmy 2 jeepy i 2 samochody osobowe + 1 przyczepka. Sama przeprowadzka nie zajęła nam dużo czasu. Po wszystkim zjedliśmy lunch. Amy z sąsiadką pojechali zamówić jedzenie z Subway (są to kanapki z bagietki + dodatki np. szynka, ser, warzywa i to może być zapieczone). Co ciekawe sąsiadka zapłaciła za to - to tylko 30 dolarów ale nie to że nam pomagali to jeszcze kupili jedzenie. Po wszystkim było dużo roboty z układaniem rzeczy na miejsce. Tutaj raczej nie ma szaf, bo i nie ma poco. Tutaj są wnęki - malutkie pomieszczenie z półkami i miejscem na wieszaki. Wygląda to jak małe pomieszczenie z drzwiami. Mało tu lamp, więc pewnie pierwsze co to kupimy lampy. Amy jest bardzo podekscytowana że mamy swój własny kąt. I ja też...











A to już widok z balkonu.




czwartek, 19 czerwca 2008

Wakacje - urodziny Amy

Amy 16 czerwca obchodzi swoje urodziny, i tak się zwłożyło iż byliśmy na wakacjach na wyspie. Nie były to urodziny z wielką pompą ale myślę jak na wyspę nie najgorsze.

A to ja przed galerią Tajemniczy Ogród. Tam też kupiłem mój prezent dla Amy a mianowicie to co na zdjęciu poniżej.



A to właśnie prezent który chciała Amy. Dokładnie, chciała wisiorek. Ja wybrałem ten - srebro + kamień Swarowski. Dokładnie to się na tym nie znam, po prostu mi się podobał. Powiem tylko iż kosztował mniej niż 100 dolarów.
A to w domku - prezenty i tort własnej roboty z tego co się nam udało dostać.


Tak prezentowala się Amy z naszyjnikiem.








Tutaj na obiad poszliśmy do restauracji - wzieliśmy pizzę, bo Amy najbardziej chyba lubi pizzę. Mogłaby ją jeść pewnie codziennie.

Wakacje c.d. - czas wolny


Podczas pobytu w międzyczasie układaliśmy puzzle (1000 elementów). Szfagier i szfagierka są naprawdę niezłe w te klocki. Parę godzin w 3 dni i ułożone. Bardzo ładne też same obrazki do ułożenia.

Tak wygląda port podczas zachodu słońca.


A tak wygląda pelikan.



Kolejny zachód słońca ale tym razem tylko woda i stateczek w oddali.




Jeżeli chodzi o pobyt nad wodą to głównie pływanie na krótkiej desce surfingowej. Na niej się nie stoi ale płynie na brzuchu. Jest dużo łatwiej niż normalna deska. Naprawdę sama frajda.



A to już meksykańska restauracja. Jedną częścią wakacji jest to że codziennie chodzi się do restauracji (ja tego nie popieram, ale cóż zrobić). Tutaj ja przed burito fajita. Bardzo lubię tą kuchnię.





Tak wygląda z bliska to co zamówiłem.








A to już krab. Jak wcześniej pisałem to jeden z rarytasów który mogłem skosztować na wyspie. Szczerze, dużo wysiłku, a mało mięsa i smak też nie rewelacyjny. Wynik - nigdy więcej. Aby rozbić pancerz dostaje się specjalniy przyżąd jak dziadek do orzechów.




A to już podczas konspumpcji.

Wakacje c.d.

Nie pisałem podczas wakacji bo cały tydzień spędziliśmy na wyspie Ocracoke, gdzie nie mieliśmy Internetu. Wyspa jest Płn. Karolinie i trzeba jechać parę godzin i płynąć promem 2.5. Wielkość to jak Głogów (może mniejsza) ale część zamieszkała to jak Kopernik (mniejsze). Tu Amy z rodzicami spędzają wakacje od wielu lat. Cały urok w tym, że wszędzie jest bliko i główny środek transportu to rower. Wyspa jest na oceanie, więc raj dla wędkarzy, surferów, pływaków, żeglarzy, itp. Nie wiem dlaczego, ale plaża na tej wyspie była głosowana do najlepszej w całych Stanach. Może dlatego że jest w stanie nienaruszonym i są tu np. wydmy naturalne. Mi się podobało ze względu na ocean (duże fale), dobre jedzenie (jadłem np. kraba, ostrygi, niebieska ryba) i dużo słońca (w kilka dni opaliłem się jak nigdy, a na plaży byłem tylko 2 godziny dziennie).
A oto zdjęcia (początek pobytu):

Tak płynęliśmy promem.







Jak przybijaliśmy do portu.






A już Amy stojąca koło łódki z muszlami - łódka stała koło sklepu z pamiątkami gdzie można było sobie zakupić różne pamiątki. Ja nic nie kupiłem, bo raczej tandeta.





Tak właśnie wyglądał sklep z pamiątkami. Nazywał się "Skrzynia pirata".



A to latarnia morska. Stoję koło tabliczki z napisem: Latarnia w Ocracoke. Ta posiadłość została umieszczona w Narodowym Spisie Miejsc Historycznych przez Departament Spraw Wewnętrznych Stanów Zjednoczonych.



niedziela, 8 czerwca 2008

1 dzień - miasto



Tak wygląda miasto. Dużo hotelów.








Tak wygląda już plaża i ocean. Jak widać wokoło ogromne hotele.






To już lepsze zdjęcie na plaże.



Tutaj wieczorem wybraliśmy się wszyscy na kolacje do restauracji. Wybraliśmy Hard Rock Cafe. Bardzo ciekawy kształt budynku. Było bardzo głośno bo cały czas grają rocka. Mają tam dużo ciekawych rzeczy jak np. gitarę Bon Jovi, kostium innego sławnego muzyka hard rockowego.


Tak właśnie wygląda w śroku - mnóstwo zdjęć, gitar, płyt, itp. Nie bardzo rozumiem co ma wspólnego styl egipski z hard rockiem, ale to nic.





To my.







A to już inna restauracja.








To zdjęcie przy akwarium.








Sklep spożywczy w samym centrium deptaka.








Plac gwiazd.








To zdjęcie na mostku podczas zachodu słońca. Mieliśmy bardzo dobry czas. Nie zostaliśmy tam na noc, ale pewnie co potrzebowaliśmy zobaczyć to widzieliśmy. Było tam jeszcze mnóstwo innych rzeczy do zwiedzania, ale Amy bardzo szybko się męczy chodzeniem, więc wróciliśmy do domu.