sobota, 30 maja 2009

Tata i Mama na wakacjach










Ten post będzie o tym, jak Amy i ja spędziliśmy pobyt u rodziców Amy w Płd. Karolinie. Generalnie przywitały nas korki jakoże Myrtle Bearch jest miejscowością do której zjeżdżają się motocykliści aby się ścigać na drogach, dlatego też policja urządziła na masową skalę kontrolę drogową. Kontrolowany był każdy pojazd (nie tylko motory) jakoże kontrola motcyklów równała by się z dyskryminacją i pewnie jeszcze ktoś był by gotów podać do sądu policję. Na szczęście mieliśmy dobrego kierowcę, który jak widzi że ruch drogowy idzie wolno to oznacza że jest kontrola i trzeba zrobić mały objazd. Ja byłem zaskoczony ile wozów i policjantów potrzeba do 1 punktu kontroli. W sumie czas spędziliśmy na lepszym zwiedzaniu okolicy, pluskaniu się w basenie i graniu w mini golfa. Ten ostatni był wielką frajdą i z frekfencji widać że jest to bardzo popularna rozrywka - my raz graliśmy wszyscy razem raz tylko ja i Amy (wiadomo kto wygrał:). Muszę przyznać, że obszar do gry był bardzo ciekawie przygotowany - zamek, woda, przyroda, smok, itp. Nawet część pola golfowego było wewnątrz skały. Cały dzień grania dla 1 osoby to 13 dolarów, my jednak graliśmy tylko raz jakoże po 18 dołkach człowiek ma dość (choć ja mógłbym grać dalej). Co ciekawe też pola te są zazwyczaj w centrum miasta, coś na wzór parków w Polsce - park z ławeczkami i placem zabaw dla dzieci w centrum miasta. Jeśli chodzi o zwiedzanie, to głównie jazda do centrum (tutaj hotele, turiści, restauracje) czy poza centrum (małe sklepiki, place rozrywki, własne biznesy, parki przyrody). Jeden z takich małych sklepików sprzedawał słodycze i jak widać na zdjęciu w słojach były przeróżne cukierki plus beczki które były wypełnione po brzegi kolejnymi słodyczami. Nawet widzieliśmy lizaki z robakiem w środku - prawdziwy nieżywy robak np. mały skorpionek. Mogłem kupić do zdjęcia ale szkoda mi było kasy na coś takiego. Jeśli chodzi o przyrodę to oczywiście jest inna niż tu gdzie mieszkamy - i nawet nie chodzi tu o palmy, ale nawet inne kwiaty czy drzewa. Na jednym ze zdjęć widać magnolię, ta akurat nie miała kwiatów, ale widziałem inną z bardzo ładnymi kwiatami - coś na wzór tulipanów. Jeśli chodzi o pływanie to do dyspozycji mieliśmy basen odkryty (w obrębie 50 m. od domu są 3), oraz oczywiście Ocean Atlantycki. Tym razem nie pływaliśmy w oceanie tylko dlatego, że z Szymkiem dużo bezpiecznie było pływać w basenie, jednakże byliśmy kilka razy nad Oceanem i też zamoczyliśmy nogi. A jak już się jest nad Oceanem to oczywiście trzeba zjeść owoce morza. Jedzenie jest kolejną formą rozrywki podczas wakacji. Na zdjęciach zamieściłem odpowiednio: śniadanie, obiad i kolacja. Na śniadanie gofer z orzechami Pecan i syropem kolonowym. Na obiad frytki z surówką i flądrą przyrządzoną na nowo-orleański sposób. Wpływ Nowego Oreleanu jest bardzo widoczny właśnie po potrawach i przyprawach, które się urzywa podczas gotowania. Kolacja (czyli prawdziwy obiad) to typowa nowo orleańska potrawa o nazwie Jambalaya i jest to coś na wzór lecza tyle że z ryżem, owocami morza (małże i krewetki) i kiełbasą meksykańską, czyli jest na pół ostro. I prawdę powiedziawszy za żaden z tych posiłków nie musiałem zapłacić jakoże Amy rodzice nam akurat te zafundowali. Ja zato mogłem zafundować teściowi wejściówkę do kina na Terminatora 4 na który wspólnie poszliśmy. Film nie ma dobrych recenzji, może dlatego że akcja dzieje się w przyszłości i było już sporo dużo lepszych filmów science-fiction. Arnold nie gra żadnej roli, oprócz krótkiej scenki z jego twarzą, która pewnie było zrobiona komputerowo. Fabuła tej części pasuje do całej histori o Terminatorach, ale wydaje mi się że poprzednie części były trochę lepiej zrobione. Ostatecznie 4.5 dolara za bilet to nie majątek. Na koniec tylko kilka słów o 1 zdjeciu z trawą. Tutaj jak buduje się dom to równa się cały teren i przywozi się trawę w takich płachtach (jak się nie mylę to chyba tak samo się robi na stadionach w Polsce). Wszystko musi wyglądać tak samo, jak to widać na 1 ze zdjęć opisujący wakacje Szymka. Był to bardzo dobry czas i jak wszystko co dobre szybko mija. My mamy nadzieję, że może za rok będziemy mogli pojechać na chociaż trochę dłużej.

Szymon na wakacjach




Oczywiście Szymek nie był na wakacjach sam, ale ze względu na wiele zdjęć chciałem aby cały post był poświęcony jak on spędził czas w Myrtle Beach u babci i dziadka. Przede wszystkim dużo lepsza pogoda, bo temp. rzędu 30 i czy jest czy nie ma słońca, temperatura się utrzymuje na tym samym poziomie, tyle że na słońcu jest dużo cieplej jak to słońce jest. Szymek mógł założyć swoje okulary przeciwsłoneczne. I wiadomo jak się jest na wakacjach, to można przy dobrej pogodzie prawie cały dzień spędzić na dworze - czy na basanie czy na siedząc sobie w cieniu i czytając książkę. Dla Szymka był to czas, który spędzić w większości na dworze -albo na trawie, którą bardzo lubi skubać - albo na basenie, gdzie ogromnie lubi wodę i pluskać się wodą - albo na długich spacerach w wózku, gdzie bardzo lubi zasypiać. Był to pierwszy raz gdy Szymek spotkał się z dużych czarnym psem, poza psem teściów który zna, i jak widać na zamieszczonym filmiku, miał on ogromnie dużo ubawu, co raczej nas zdziwiło, bo zazwyczaj reakcja jest zupełnie odmienna. Papa i Nana (jak tutaj mówi się na dziadziusia i babcię) poświęcili dużo czasu Szymkowi i dali mu dużo miłości, na które zawsze odwdzięczał się swoim uśmiechem. I mimo że było to tylko kilka dni, to dużo ruchu i świeżego powietrza sprawiły, że po przyjeździe do domu Szymek zaczął częściowo raczkować (przybierał pozycję do raczkowania ale po 1 kroku stawał i wracał do leżenia), jednakże następnego dnia powtórzył to tylko 2 razy, gdy wcześniej robił to co chwila (widocznie zapomniało mu się na drugi dzień). Szymek nie ma jeszcze 7 miesięcy, więc ma jeszcze czas na naukę. Za rok jak wszystko dobrze pójdzie i będziemy mogli pojechać jeszcze raz do Myrtle Beach, to Szymek będzie już biegał, i wtedy dopiero będzie o czym pisać.