poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Nasi tu byli









To prawda. W zeszłym tygodniu przyjechali tutaj w odwiedziny dwie pary z Głogowa. Zbysiu i Edyta organizują obóz języka angielskiego w Szklarskiej Porębie (również prowadzą szkołę języka angielskiego) a Darek i Agnieszka pomagają im w organizaji - Agnieszka jest jednym z tłumaczy na obozie. Tak się zdarzyło, że oni zostali zaproszeni tutaj przez Amerykanów, którzy byli wielokrotnie na tym obozie. Dla mnie była to nielada gratka, abym wreszcie mógł sobie wsobodnie porozumiewać. I tak jak gdy Amerykanie odwiedzają Głogów i są bardzo życzliwie goszczeni, tak tutaj kiedy Polacy przyjeżdżają w odwiedziny, to każdy dzień jest pełen wrażeń -zaczynąjąc od prostych zaproszeń do domów na kolacje czy obiady, przechodząc do zakupów w sklepach (najczęście Polacy kupują laptopy i ubrania), zwiedzania i kończąc na różnych zabawach jak np. gokarty. Ja nie mogłem być wszędzie ze względu na pracę, ale mogliśmy gościć Zbysia i Edytę na kolacji. Bardzo mile spędzony czas + dostaliśmy prezent od Bartka i Marty - pozdrawiamy Was. Z kolejnych atrakcji to wspólna wyjście do restauracji meksykańskiej, restauracji w Mall of America (dom towarowy), gokarty czy odwiedziny w domach znajomych Amerykanów. Ja tam byłem ciekawy ich opinii o kraju tutaj, i to co zawsze słyszałem to, że im się bardzo podoba okolica, jedzenie i przede wszystkim ludzie. Życzliwość tutejszych ludzi budzi zawsze ogromne zdziwienie u Polaków np. Darek dostał samochód aby sobie samemu mógł pojechać na zwiedzanie czy zaproszenia na kolacje. Sam muszę przyznać, że jak długo tu jestem to nigdy nie byłem na gokartach, więc i ja skorzystałem z tej okazji aby sobie pojedzić. Wrażenia są ogromne, bo te samochodziki mogą jechać 70km/h i mają ogromne przyśpieszenie dając dość spore przeciążenia. Dają zero wywrotności, więc można wchodzić w zakręty prawie z maksymalną prędkością. Oczywiście na początku się nie wie, więc dopiero po chwili się zauważa, że one zawracają prawie w miejscu i można robić niezłe wiraże. Muszę przyznać, że po 2 wyścigach miałem dość trzęsień i przeciążeń, i dobrze bo koszt jednego wyścigu to 17 dolarów. Czas niestety szybko minął i musieli wracać do domu, ale chyba każdy był zadowolony.

Urodziny







Zeszły tydzień owocował w wiele wydarzeń, a jednym z nich były moje urodziny. Spędziliśmy je w gronie rodzinnym razem z rodzicami Amy. Poszliśmy wspólnie na kolację do restauracji japońskiej Beni Hana. Jest to ten typ restauracji, gdzie kucharz gotuje przy stole, albo raczej klienci siedzą wokół stołu-grilla przy którym gotuje kucharz. Jedno trzeba powiedzieć, że tu tak bardzo nie chodzi o samo gotowanie, jak tylko sposób w który kucharz przygotowuje ten posiłek. Jest to cały pokaz, który rozpoczyna się od żąglowania ostrymi jak brzytwa nożami. Potem wiele innych ciekawych sztuczek jak np. wyrzucanie resztek z gotowania za siebie i aby wleciało do kieszeni. Cały ten pokaz ma więcej ze sztuki niż gotowania, chociaż trzeba przyznać, że jakość posiłku jest bardzo na plus. Na prawdę mało gdzie można zjeść tak smacznie i w takiej ilości np. sam ryż jest smażony razem z kawałkami kurczaka, jajkiem, warzywami i przyprawami, dlatego wiele osób bierze kilka porcji ryżu tylko poto, aby zabrać go do domu. Ja byłem poraz drugi w tej restauracji, ale Amy i jej mama było poraz pierwszy, więc byli bardzo zadowoleni. Prezenty to golarka elektryczna od Amy i od rodziców Amy dostałem kartę do sklepu BestBuy, za którą mogę zrobić zakupy - bardzo tu popularne, bo zamiast kupić coś co się nie spodoba, daję się tu taką kartę na określoną kwotę i wtedy można sobie samemu wybrać prezent. Może w następnym roku zorganizuję 2 imprezki - dla rodziny i dla znajomych. Zobaczymy jeszcze.

niedziela, 12 kwietnia 2009

Dziki zachód







W sobotę teściu zabrał mnie do strzelnicy, która mieści się w miejscowości w której pracuję. Jest to prywatna strzelnicy i nie jest bardzo eksluzywna, ale ma prawie wszystko co potrzeba, no może poza wyciągiem aby można było zawiesić tarczę do strzelania, ale to już nie długo. W Polsce ludzie idą święcić święconki, a tutaj jako że nie ma takiego zwyczaju, Wielka Sobota jest zwykłą sobotą. Jako że w życiu jedynie strzelałem z kbk w liceum, więc dla mnie było to nowe doświadczenie. Tutaj nie trzeba mieć pozwolenia na broń, jeśli ma się ją w domu albo zabepieczoną w samochodzie do transportu np. do strzelnicy. Tutaj prawo mówi, że każdy ma prawo do obrony swojego życia, więc broń może być pomocna, dlatego dużo osób ma broń w domu. A jak się ma broń, to trzeba ćwiczyć strzelanie z niej, jako że nie jest to łatwa sztuka. Ja jako że nie miałem doświadczenia i nie wiedziałem z czego chcę strzelać, to poprosiłem o kilka pistoletów o których słyszałem tak jak np. Magnum 44 (z Brudnego Harrego) czy Desert Eagle (to z gry Call of Duty). Poza tym mieliśmy mały kaliber na początek, abym nie zaczął z grubej rury. Chciałbym pamiętać marki i średnice wszystkich pistoletów, ale niestety zapomniałem. Wiem że trzeci był Glock, który jest na filmiku (tym dłuższym). Tutaj problem ze średnicami jest taki, że czasami używa się milimetrów a czasami cali czyli np. 44 oznacza 0.44 cala czyli ok. 11 mm. Wiem że jeden z pistoletów był 9mm. Oczywiście naboje były własnej roboty, jako że można kupić proch i łuski i zrobić własne jak się umie - wychodzi wtedy dużo taniej. A jeśli chodzi o samo strzelanie, to co ciekawe dla mnie było, to to że każda broń była inna i dawała całkiem inne uczucie. Mogłem poczuć moc Magnum 44 (rewolwer) i samo strzelenie mi się podobało, tyle że trudno się przeładowuje. Desert Eagle był bardzo ciężki i trudno jest celnie trafić. Najciekawszy był Glock, który zrobiony jest z polimerów (zamiast jak inne z metalu) i jest w miarę lekki i bardzo celny, i bardzo wytrzymały (z tego pistoletu co ja strzelałem wystrzelono już ok. 100 tyś. naboi). A jeśli chodzi o naboje to można zobaczyć na zdj. różnicę wielkości naboi od pierwszej broni z której strzelałem i ostatniej (Desert Eagle). Te ostatnie były prawie jak do karabinu. Widać też rezultat strzelania na tarczy (moja po prawej) - trzeba przyznać, że dziury po kulach są dość sporę. Muszę przyznać, że to miejsce jest dość oblegane - razem z nami było 5 innych ludzi. 2 z nich było weteranami wojny (na zdjęciu gość jak strzela + tablica rejestracyjna z informacją o byciu weteranem). Muszę przyznać, że było to bardzo interesujące doświadczenie kulturowe dla mnie, które jest zupełnie nieznane w Polsce i o którym mało się słyszy. Ja myślałem, że łatwy dostęp do broni oznacza wyższą skalę przestępstw, ale prawda jest taka, że broń zabija tak samo jak ołówek robi błędy ortograficzne. Ja nauczyłem się mieć ogromny respekt do broni, jako że widziałem jak bardzo duże rażenie może mieć pistolet i jak łatwo można kogoś zabić ale też być zabitym przez kogoś, i czasami nawet gdy ma się pistolet i jest się przedmiotem napadu, to lepiej oddać siatkę z zakupami wartą 50 - 100 dolarów niż zainicjować wymianię ognia.