wtorek, 25 marca 2008

Wielkanoc












O mały włos zapomniałbym napisać o Wielkanocy. Tutaj również przecież obchodzi się to święto i nie jest mniej ważne niż w Polsce. Niemniej jednak troszkę to inaczej wygląda. Jest też Wielki Piątek, jednak tutaj nikt nie pości, lub bynajmniej osoby które znam. W tym kościele tutaj (ale nie jest to reguła) nabożeństwo było inne niż się spodziewałem. Normalnie powinno być dużo smutku, żalu z powodu śmierci Jezusa, dużo zadumy i atmosfera ciszy, jednak nie było to tak wyeksponowane. To co było podkreślone to to, że ofiara Jezusa była jedna i ostateczna, była ogromnych DAREM miłości Boga do człowieka i była tą ofiarą, która zmazuje każdy grzech i przewinienie człowieka. Był to Boży DOBROWOLNY akt ze względu na Jego wielką miłość. To nie ludzie Go tak naprawdę zabili, lecz to od początku był Jego Doskonały plan. Co więcej 700 lat przed Chrystusem zostało to już przepowiedziane (Izajasz 53). Dlatego też powinniśmy się cieszych z tego DARU i na tym się skupiać w Wielki Piątek, a nie że Jezus cierpiał i umarł na krzyżu, bo On to zrobił w określonym celu. Więc to była taka widoczna różnica dla mnie. Sobota i tutaj raczej nic się nie dzieje. Nikt nie święci pokarmów. Raczej czas przytotowywania potraw na niedzielę, ale tutaj raczej nikt nie przesadza. Wielka Niedziela - skoro nie ma święconki to i nie ma Wielkiego Śniadania. Nabożeństwo już niczym szczególnym się nie różniło. Po tym spotkanie rodziny i uroczysty obiad. Co na obiad? Szynka -na zamówienie - szynka wędzona w bejcy z miodu. Pycha. Na zdj. kiedy przywiozło UPS, więc w oryg. opakowaniu i po otworzeniu. Dalej, ja zrobiłem krokiety z kapustą i pieczarkami (nawet ich smakowało). Dalej warzywa gotowane z masełkiem i przyprawami. Ciasto. Zapiekanka ziemniaczana z serem żółtym. Bułeczki i pieczywo na ciepło. W sumie wszystko nawet dobre, ale nie było flaków, galarety, kurczaka, kiełbasy białej, itp. Na obiad przyszli wszyscy, czyli brat i siostra Amy z rodziną, babcia, i sąsiadka która jest samotna. Razem nas było 12 osób + 2 w brzuszkach. Raczej nikt nie siedzi przy stole, po najedzeniu się robi się porządek i się rozmawia. Może dlatego takie imprezy trwają przewżnie około 4 godziny. Robi się drętwo i do domu. Niestety to nie polska gościnność:(

Parę słów o broni

Najwyraźniej w USA dobrze jest znać się na broni. Bynajmniej teść jest pasjonatem broni i lubi sobie postrzelać. Niemniej jednak w USA broń może mieć każdy, gdyż to warunkuje 2 poprawka do konstytucji, czyli każdy ma prawo do samoobrony. Zatem w tym kraju, mogę sobie kupić broń i mieć w domu, i użyć w wypadku zagrożenia, i nawet mogę ją przewozić w samochodzie (jednak dobrze zabezpieczoną) i to wszystko bez pozwolenia. Pozwolenie trzeba mieć, jeśli chce się nosić broń w miejscach publicznych. Co więcej, nie tylko można mieć broń w domu bez pozwolenia, ale także można samemu robić amonicję. Tego już nie mogę zrozumieć. Zatem w piwnicy mamy pełno nabojów i maszynę do ich robienia oraz komponentów aby je zrobić. W sobotę teściu zabrał mnie na coś w rodzaju pchlego targu z bronią. Można tam było kupić pistolet, karabiny, strzelby i figuśne noże. Teść kupił karabin wytworzony chyba w Egipcie, ale na licencji Angielskiego, tyle że ten jest przerobiony dla NATO, czyli na naboje ogólnie dostępne w USA. Kawał historii, a kosztował ok. 250$. Nie wiem ile sztuk teść ma ogólnie broni palnej, ale wiem że 5 sztuk samego pistoletu Glock (różne rodzaje). Dzisiaj nawet uczył mnie jak rozkładać i składać najprostrzy z nich. Dużo nie rozumiem, bo wszystkie te nazwy są dla mnie zupełnie obce. Pewnie jak będzie trochę cieplej to zabierze mnie na strzelanie. Na razie się nie palę:) Sam mówi, że na przykład są miejsca w samym Minneapolis, gdzie on nie poszedłby bez pistoletu. Dlatego też, wiele osób woli mieszkać na przedmieściach. Ciekawe, że jak on chodzi to ma zawsze broń gotową do strzału, czyli nabój jest w lufie i wystarczy nacisnąć spust i broń wystrzeli. Oczywiście nosi ją w kaburze, która zabezpiecza przed przypadkowym strzałem. Sądzę, że im się wciąż wydaje że to Dziki Zachód. Żartuje, normalnie nie wolno strzelać i aby dostać broń bez pozolenia, to trzeba iść na policję aby wypełnić wniosek, później oni sprawdzają kartotekę, później jeszcze FBI prześwietla, i dostaje się pozwolenie na kupno broni. Zatem broń jest zarejestrowana gdzieś w ich kartotekach. Ja pewnie w przyszłości kupię (a może dostanę w prezencie od teścia) jakiś mały pistolet aby czuć się bardziej bezpiecznie, jednak jak na razie muszę się trochę więcej o nich nauczyć.

poniedziałek, 24 marca 2008

Wizyta u babci














W zeszłym tygodniu pojechaliśmy odwiedzić babcię Amy. Ona ma 88 lat i mieszka na ranczo, razem z jej koniem. Wciąż uczy gry na pianinie, kiedyś też chodowała konie na wystawy. Pierwsze wrażenie to mnóstwo nagród za wystawy - ponad 2000 trofeów. Ale zaraz potym ogromny fortepian - oryginalny Steinway wraz z podpisem Steinwaya. Sam fortepian jest wart ponad 100,000$. Brzmi przepięknie, ale nie za te pieniądze. Co prawda, kupiła go sprzedają poprzedni też drogi i ładny i dodając trochę kasy. Tutaj wartość rośnie im dłużej się go użytkuje. Ona kupiła go za 70,000$. To jest ostatnie ranczo w okolicy, wszędzie w około są domy - ona ma stajnie i duże podwórze. Koń niestety stary a i babcie nie może już jeździć konno więc nie będzie więcej trofeów. Jedyną rzecz którą nie potrafi to gotować, więc musieliśmy zjeść mrożoną pizzę. Nawet nie zła, ale kłóciłoby się to z Polską gościnnością. Choć Amy dostała w prezencie naszyjnik z pereł, które ona przywiozła z Egiptu czy Japoni. Ja się na tym nie znam, ale nic nadzwyczajnego dla mnie. Wyglądają staro. Pewnie mają jakąś wartość, ale na pewno mają historię. Babcia poznała swojego męża, Włocha, w Egipcie podczas 2 wojny światowej jak była tam kompozytorem muzyki. I tak przywiozła go do USA. Oni później dużo podróżowali do Japoni, bo on tam miał dużo projektów z pracy. I gdzieś tam zakupiła większość tych rzeczy. Ja dostałem mapę Bloomington, czyli miasteczka gdzie będę pracował. Ona tam mieszkała przez pewien czas. Rozmowa z nią jest trudna, bo patrzy na świąt swoimi oczami, np. mówi, abyśmy sobie kupili mały domek w Bloomington. Ja mówię, że nie mamy kasy, i pewnie wynajmiemy na początek jakieś mieszkanie. Nie bardzo mogła to zrozumieć. Potem tłumaczyłem jej, że najpierw pewnie kupimy samochód, to znowu ona chciała mnie umówić z jej znajomym z firmy Dodge, aby nam coś znalazł dobrego. Trudno jej zrozumieć, że my chcemy kupić samochód używany, i to pewnie trochę lat używany. Nie wiem kiedy pojedziemy do niej z wizytą drugi raz, bo Amy jest niecierpliwa i nie lubi przesiadywać w gościach. Poza tym babcia czasami mówi różne nieprawdziwe (może dlatego że źle pamięta) rzeczy o jej synku, czyli moim teściu. Amy tego nie lubi i nie chce tego słuchać. Mam nadzieję że ja nie będę taki na starość...

Biblioteka

W zeszłym tygodniu poszliśmi do biblioteki, aby wyrobić sobię kartę i móc pożyczać książki. Dla mnie o programowaniu. Kartę którą dostałem mogę używać we wszystkich bibliotekach w całym chrabstwie (coś jak województwo). Co więcej, mogę wejść przez internet i sprawdzić w której jest szukana książka i sobie zarezerwować albo przedłużyć. Tutaj dają 21 dni na zwrot. Przez internet mogę też wejść do biblioteki i czytaj część książek jako ebooki, czyli przez komputer. Dużo książek informatycznych jest tak zrobionych, czyli z domu mogę czytać ksiązki i nic mnie to nie kosztuje. Super. W bibliotece jest pełno płyt DVD, mikrofilmów, płyt audio, itp. Oczywiście nic nowego i super, bardziej klasyka. Jest też sporo komputerów, zapewne z dostępem do internetu. Moja pierwsza książka to "C# w 21 dni" - przeczytałem w 4 dni, więc dzisiaj idę oddać. Słowo idę oznacza jadę 15 minut. Na nogach pewnie ze 2 godziny...

Bank

Razem z Amy otworzyliśmy również wspólne konto bankowe. Nie wiem czemu, ale w tym kraju każdy próbuje się z tobą zaprzyjaźnić. Koleś z którym tam rozmawialiśmy i otwierał nam konto był bardzo przyjazny. Po paru minutach rozmawialiśmy jakby był naszym kumplem od lat. Całkiem inne podejście. W banku zero kolejek. Wypełniliśmy wszystko co było trzeba. Dostaliśmy kartę i czeki. W tym kraju czeki są tak samo ważne i używane jak karta w Polsce. Można płacić wszędzie czekami - sklepy, stacje benzynowe a nawet w kościele na tacę. Jeśli dajesz na tacę czek to wtedy masz udokumentowane w banku, że płaciłeś na kościół i możesz odpisać sobie to od dochodu. Ważna rzecz, jeśli się płaci czekiem to trzeba mieć dokuemnt ze zdjęciem - prawko. Ja jeszcze nie wypisałem żadnego, ale pewnie przyjdzie na mnie kolej. Jedna ciekawa rzecz o karcie jest to, że jak płacisz kartą to składasz podpis ale nie na paragonie, ale oni mają tutaj elektroniczny czytnik i podpisujesz się za pomocą elektronicznego długopisa. Nikt jednak mi nie powiedział, że podpis jest wymagany jeśli kwota jest więcej niż 25$, więc raz zapłaciłem 10$ i czekałem aby podpisać a tu nic nie wyświetla do podpisu, więc czekam i myślę że coś zepsute. A koleś z kasy tak się na mnie patrzy i nie wie co ja robię. Pyta się czy płacę za zakupy następnego klienta a ja mu, że czekam aby podpisać. On się dziwi, bo na kasię wybiło że zapłacone, więc nie trzeba podpisu. Dobrze, że teściowa była ze mną i mi wytłumaczyła, że nie muszę podpisywać. I tak to jest, że zamiast wytłumaczyć to nikt mi nic nie powiedział i później trzeba się wstydzić. Pewnie jeszcze nie raz wyjdę na głupka w kraju...

Tymczasowe prawko

Nareszcie przyszło moje tymczasowe prawko lub inaczej pozwolenie na jazdę z instruktorem. Jak widać na zjdęciu mogę je używać przez 2 lata. Egzamin na normalne prawko mogę zdać po 3 mc od otrzymania tego, czyli gdzieś 22 maja. Ze względu na fakt, że większość ludzi ma swoje prawko od lat i nie pamięta zbytnio co jest na egzaminie, to Amy wykupiła mi 3 godz. jazdy z prawdziwym intruktorem, który ma mi pokazać co jest na egzaminie i jak dokładnie się przygotowywać do niego. Ja tam nie byłem zadowolony, że wydają kasę na coś czego nie potrzebuję. Jakbym nie zdał to próbuje następny raz i już. Chyba płaci się 10$ od 3 próby + 10$ jeśli się zda, więc można próbować. Niestety wtedy będę już pracować, więc trochę ciężko będzie się wyrywać z pracy co chwilę aby zdawać na prawko. Co ciekawę, tutaj mogę zdawać codzienie. Nie ma limitu 1 w miesiącu albo po wykupieniu kolejnych jazd. Na pewno jest łatwiej i taniej. Wczoraj rozmawiałem z naszą sąsiadką i szfagrem i oni nie zdali na prawko za pierwszym razem, ale to było parenaście lat temu, kiedy mieli 18 lat. Ja jestem pewnie jedyny, który w wieku 32 lat będzie zdawał na prawko. Mam nadzieję, że nie będę starszy od egzaminatora:)

piątek, 14 marca 2008

Biała karta

jest legalneNapisałem biała karta, bo ta karta jest biała a nie zielona. Wreszcie przyszła, więc nie muszę nosić paszportu. Jeszcze czekam aż przyjdzie moje prawo jazdy z instruktorem, na razie używam formy papierowej potwierdzającej zdanie egzaminu teoretycznego. Jak widać karta jest ważna do 2010, wtedy trzeba będzie ją przedłużyć już na stałe. Nie powinno być z tym problemów, ale już teraz zbieramy dowody że jesteśmy z Amy razem i te małożeństwo, czyli parę dni temu założyliśmy wspólne konto bankowe, na pewno dziecko będzie takim mocnym dowodem na to. Dobrze też że ten czas liczy się do czasu niezbędnego do otrzymania obywatelstwa - czyli 3 lata. Dobrze by było dostać amerykański paszport, bo wtedy można bez problemów jechać gdzie się chce. Na razie jednak nie planuje co będzie za 3 lata - przez 1 rok tyle się zmieniło więc kolejny rok może przynieść kolejne niespodzianki, więc wole nie planować.

Praca

Po rozmowie kwalifikacyjnej po paru dniach dowiedziałem się, iż pracę dostanę. Bardzo się cieszę, bo wreszcie będę mógł pracować stricto w informatycznej firmie. A dlaczego szukałem pracy, skoro miałem pracować z teściem? No cóż, pierwszy powód był taki, że firma w której miałem być na kontrakcie chciała mnie zatrudnić i tym samym oszczędzić pieniądze, które teraz płacą mnie, teściowi i szfagrowi. Chcieli abym ja wszystko z czasem wziął i tym samym mniej mi płacić niż im do tej pory. Druga sprawa to to, że potrzebowałem pracy normalnej, tj. nie być samozatrudniający ale praca na stałe u pracodawcy. Dlaczego? Ponieważ szybko się nauczyłem, iż w USA NIE MA PUBLICZNEJ SŁUŻBY ZDOWIA. Wszystko jest prywatne. Jak kogoś nie stać, to dostaje dofinansowanie od rządu, ale wszystko jest prywatne. I zaletą pracy na stałe jest to, iż pracodawca pokrywa te koszty. Dodatkowo pracodawca płaci nam składki emerytalne, nie dla firmy ale na twoje prywatne konto emerytalne (nie można wypłacić kaski przed 61 rokiem życia). Jest też coś takiego, że pracodawca płaci tyle ile ty płacisz na nie tzn. chcesz przeznaczyć 1000$ mc to oni płaci drugie 1000. Wszystko zależy, ile ty chcesz zaoszczędzić na przyszłość. No i oczywiście kolejny powód jest taki, że tutaj kaske ci płacą niezależnie czy masz zlecenia czy nie w przeciwieństwie do bycia samozatrudniającym się. A ile płacą? Muszę powiedzieć, że programista tzw. .NET Developer jest tutaj dobrze opłacany (ale w Polsce w dobrej firmie też można dużo dostać) i jest to kwota około 5000$ brutto mc + premia do 10% (zależnie od zysku i zaangażowania). Jest to bardzo dużo, choć doświadczony programista i lider wdrożenia może dostać nawet 2 razy tyle w dużej firmie. Ja zaczynam w małej, aby zyskać doświadczenie i przyzwyczaić się do warunków pracy tutaj. Pewnie po kilku latach zmienie firmę na coś dużego, ale tam aby się dostać zazwyczaj trzeba udowodnić, że się pracowało w firmie informatycznej. Zobaczymy, na razie się cieszę tym co mam. W tej chwili wypełniam dokumenty i zapoznaję się z warunkami. Jedna jeszcze ciekawa rzecz to to, iż urlop płatny to tylko 10 dni (1 rok), 15 dni (2 -5 lat pracy) i 20 dni (5+ lat). Nie ma tak dobrze jak w Polsce, że 26 dni. Za to wigilia jest wolna i płatna. Urlop można wziąć dodatkowo ale już nie płatny. Pewnie w innych firmach jest inaczej, i to pewnie dlatego amerykanie często zmieniają firmy tylko dlatego, że inna daje lepsze warunki co do ulopów, ubezpieczenie zdrowotne, itp. Ja jednak wolę zacząć od mniej głębokiej wody i z czasem przejść dalej. Niestety zaczynam dopiero 7 kwietnia, bo wtedy zaczynają nowy projekt. To nawet lepiej bo krócej Amy będzie musiała mnie wozić do pracy - 1 mc i będę mógł zdawać egzamin na prawo jazdy. Oczywiście napiszę o moim pierwszym dniu pracy.

czwartek, 6 marca 2008

"Świnka skarbonka"

No cóż. Jak widać na załączonych zdjęciach dar, który dostaliśmy od młodzieży starszej, czyli świnka skarbonka z napisem "Na pampersy", okażę się bardzo przydatny i to szybciej niż później. A to dlatego, że w tym tygodniu stało się jasne, iż Amy jest w ciąży (4 tydzień). Data urodzin wypadnie na 12 października. Przy okazji nauczyłem się iż faktycznie ciąża trwa 8.5 miesiąca ale liczy się od ostatniej miesiączki, co w sumie daje 9 mc. Oboje bardzo się cieszymy, choć nie planowaliśmy stać się rodzicami tak szybko. Cóż, niespodzianka. Taki mały prezent z okazji przyjazdu do Minnesoty. Na razie wszystko idzie OK i mam nadzieję, iż tak zostanie. A zatem pewnie co tydzień będę umiszczał nowe info o tym jak się ma mama + dziecko. Ciekawe czy macie jakieś pomysły na imiona. Szfagierka też będzie rodzić jakoś w październiku. No cóż, ten rok to naprawdę rok wielkich zmian... a to dopiero początek roku :)

Rozmowa kwalifikacyjna

Rozmowa kwalifikacyjna dotyczyła pozycji .Net Developer. Firma niewielka (parę osób), ale widocznie idzie im całkiem nieźle. Obecnie chcą się jeszcze bardziej rozwinąć, więc szukają programistów. Boss z którym rozmawiałem był bardzo uprzejmy i przyjacielski, ale nie chamski jak niektórzy (nie przeklinał). Tak chyba rozmawialiśmy z godzinę o tym dlaczego chce u niego pracować, jakie są moje plany, doświadczenie, jak trafiłem do Minnesoty, itp. Później, rozmowa z głównym programistą (lider). Gość z Ukrainy na wózku inwalidzkim. No to se pomyślałem, że mnie przemagluje. Prawdę mówiąc uczyłem się sporo przed tym. A tu zaczęliśmy rozmawiać o tym co robię, jakie doświadczenie, co bym chciał robić, itp. Później rozmawialiśmy o Ukrainie i wódce. Jego zdaniem najlepsza wódka jest z Holandii. Gość miał sporą wiedzę, ale jakoś nie zapytał się nic szczegółowego z dzidziny .NET. Dla niego nie liczy się jakie masz szkoły czy kursy, czy jak bardzo studiowałeś do tej rozmowy, on chce widzieć rezultaty. Dla niego liczy się abyś umiał znaleźć rozwiązanie jeśli go nie pamiętasz lub nie umiesz. Koleś musi być naprawdę bysty. Ma sporo certyfikatów Microsoft. Sama firma jest złotym partnerem Microsoft, co pewnie nie dostali za darmo. Po wszystkim rozmowa jeszcze z bossem na chwilę i ... powiadomi mnie o wyniku po konsultacji z Miszą. Wydaję mi się, że zrobiłem dobre wrażenie. Byłem trochę zawiedziony, że nie mogłem się wykazać. Więc teraz czekam aż dadzą znać. Jaki by nie był rezultat to dam wam znać.

niedziela, 2 marca 2008

Spacer

Ze względu na zimno tutaj panujące generalnie nie ma ludzi spacerujących. Nawet w sklepach są wózki elektryczne na których można jeździć jak się ma problemy z chodzeniem. Wszyscy jeżdżą. My wybraliśmy się na spacer - raz abym pojechał gdzieś, dwa aby sobie pochodzić. Pojechaliśmy parenaście mil - to abym trenował jazdę, a później pospacerowaliśmy sobie po lesie - pare drzew koło domów i park. Trochę pochodziliśmy i zimno i do domu. Chyba wolę chodzić po sklepach. Ale za to trenuję jazdę. W Polsce jako nauka jazdy nie każą ci jechać szybciej niż 40, a tutaj jak jadę obwodnicą (nie jeżdżę jeszcze po autostradach) to nie mogę wolniej niż 70 - 80 km/h. Ciekawe bo jak chce zmienić pas i jest zajęty to moja reakcja jest zwolnić przepuścić i zmienić pas, ale tutaj jest to bardzo niebezpieczne. Należy albo przyśpieszyć i zmienić pas albo jechać nieznacznie wolniej i czakaś aż może się zwolni, ale nie zwalniać lub hamować. Dlatego też nie wyjeżdżam jeszcze na autostradę bo tam w sumie jest prosto jechać tylko te zmiany pasów są przy 100 km/h i jak jest duży ruch to trzeba mocno uważać. Moja reakcja jest zawsze, że zwalniam a tu nie wolno bo stanowi to duże zagrożenie. Na szczęście na egzaminie nie ma jazdy po autostradzie. Jedna tylko jeszcze rzecz - nie wiem co bym zrobić gdyby nie automatyczna skrzynia. Tutaj chyba wszystko tak szybko się dzieje na drodzę, że nikt nie ma czasu na zmianę biegów. I ciekawe jest to, że tutaj prawie nie ma wypadków czy stłuczek. Może dlatego że mało kto tutaj łamie przepisy - za duże kary. I też ciekawe że policji tu nie widać - żadnych kontroli. Nic. Pewnie mógłbym jeździć przez lata bez prawka i by mnie nikt nie złapał, ale poco gdy mogę jeździć po zdaniu prostego testu :)

Praca

Przeglądając ogłoszenia o pracy zauważyłem, iż dużo jest dla programistów. Pomyślałem, że może spróbuje poszukać sobie pracy na normalnych warunkach (nie na kontrakt i nie jako samozatrudniający się). Wtedy pracodawca płaci za np. urlop, ubezpieczenie zdrowotne, emeryturę. Więc ostatni tydzień miałem trochę młyn, bo dałem ogłoszenie na 3 stronach internetowych. Jakby nie było 9 lat stażu mam jako informatyk. I tu nauczyłem się jak się szuka pracy w USA. Od razu dostałem mnóstwo telefonów od pośredników pracy oraz wypożyczalni pracowników (w TESCO pracują czasami tacy pracownicy, więc i w Polsce jest coś podobnego). Ludzie ci dowiadują się wszystkiego o tobie, później znajdują pracodawcę i za nie wielką opłatą "sprzedają" cię dla nich. Każdy jest zadowolony bo jeden ma pracę a drugi pracownika. Więc ostatni tydzień to odbieranie telefonów, chodzenie na rozmowę kwalifikacyjne (miałem 2). Zobaczymy. Wymagania są różne - czasami bardzo wymagające. W tym tygodniu następne spotkanie może z przyszłym pracodawcą, więc teraz cały czas się przygotowuje do rozmów kwalifikacyjnych (dużo materiału muszę sobie przypomnieć i nauczyć po ang.). Ale jak wypali to przez 3 mc będę pracował dla pośrednika pracy (on będzie mi płacił) a później już dla firmy w której będę przez ten czas pisał programy. Ciekawy układ. Stanowisko nazywa się .NET Developer (programista i wdrożeniowiec programów na platformę Microsoft .NET). Zatem mam co sobie przypominać, bo nie robiłem tego na codzień. Cóż, nie robiłem ale mogę zacząć :) Na razie pracuje z teściem, więc mam czas. Teraz teściowie wyjechali na południe na 3 tyg., więc chata wolna. Zrobię parę zdjęć co by pokazać jak wyglądają tutaj typowe domy.