niedziela, 28 czerwca 2009

Brunch czyli śniadanio-obiad

W niedzielę razem z teściami pojechaliśmy właśnie na taki śniadanio-obiad. W Polsce niedziela to dzień kiedy wszystkie panie domowe spędzają dużą część dnia gotując smakowity obiad (rosół + 2 danie). Tutaj niedziela to dzień odpoczynku, dlatego też nikt nie gotuje ale wychodzi aby zjeść obiad czy kolację. Bardzo dużo też osób wychodzi na wczesny obiad (raz że taniej, dwa że są potrawy ze śniadania i obiadu, i trzy że można przyjść dość wcześnie). Może niebyłoby w tym nic takiego specjalnego, gdyby nie nowy samochód rodziców Amy - Corvette. Ja miałem okazję jechać w jedną stronę, a z powrotem jechała Amy. Oczywiście nie prowadziliśmy - sama przejażdżka samochodem który ma na liczniku 32o km/h jest wystarczająca jak na pierwszy raz. Sam posiłek to generalnie szwedzki stół albo bufet jak tutaj się to nazywa. Zatem ma się do wyboru z 30 (może i więcej) różnych potraw (zaczynając od prostych potraw świeże pieczywo, czy jajka po benedyktyńsku aby przejść np. do łososia i skończyć na lodach z czekoladą). I wszystko to wliczone w 1 cenę. Można jeść ile dusza zapragnie. Restauracja jest nad jeziorem i często klientami są osoby przypływające łódkami, dlatego najczęściej można zobaczyć kilkanaście zacumowanych łódek. Muszę przyznać, że na początku bardzo mnie dziwiło, że przecież kiedy ma się dzień wolny i ma się czas aby ugotować posiłek samemu, to tutaj ludzie wychodzą do restauracji i siedzą ponad godzinę, więc nie ma tutaj mowy o dużej oszczędności czasu. Ale im dłużej jestem tutaj widzę że ma to swoje dobre strony - można więcej czasu spędzić z rodziną i być bardziej odpoczętym i zrelaksowanym na kolejny tydzień pracy. Po takim jedzeniu żadna praca nie straszna...

niedziela, 21 czerwca 2009

Dzień Ojca

ja pracuję w tym wysokim budynku na wprost (zdj. na lewo)
Tutaj 3 niedziela czerwca to Dzień Ojca. Dla mnie był to pierwszy raz kiedy mogliśmy obchodzić te święto. Szymon "zrobił" dla mnie laurkę. Później pojechaliśmy razem do St. Paul, gdzie pracuję, i poszliśmy na spacer po mieście i na obiad. Zazwyczaj centrum miasta jest bardzo oblegane, ale podczas weekendu gdy nikt nie pracuje, widać już dużo mniej osób. I to co normalnie nie zauważałem to jak sporo jest włóczęgów. Ja jednak mógłbym mieszkać w centrum miasta i móc wszędzie chodzić na piechotę i nie musieć dojeżdżać kilkanaście kilometrów do pracy, ale z drugiej strony to dużo bezpieczniej jest mieszkać zdala od centrum i gdzie jest dużo więcej przyrody. Na przedmieściach jest wszystko to co znajdziesz w centrach miast, więc poco przepłacać za mieszkanie czy dom tylko tyle, że blisko centrum. Poza tym zawsze można zmienić pracę i pracować gdzieś bliżej. Zdjęcia przedstawiają laurkę, Szymka raczkującego oraz kawałek centrum miasta St. Paul. Jeśli chodzi o pierwsze to oczywiście Amy zrobiła laurkę. Jeśli chodzi o drugie to muszę przyznać, że jest ciekawe patrzeć na zdjęciach jak Szymek raczkuje. Coraz więcej mamy problemów z nim, bo lgnie to przewodów jak sroka do sera. Coraz lepiej sobie radzi z raczkowaniem, więc czasami patrzysz i siedzi sobie spokojnie i za chwilę już jest kilka metrów dalej. Kiedy piszę ten post to akurat patrzę na niego jak sobie wędruje po pokoju i jak się przyglądam jego ruchom to widzę że każdego dnia jego ruchy są bardziej opanowane i widać poprawę techniki raczkowania. A jeśli chodzi o trzecie, to pojechaliśmy razem do St. Paul aby sobie pospacerować, abym pokazał gdzie pracuję, i wykorzystać fakt, że mogę parkować za darmo. Na razie pracuje tam niespełna miesiąc, więc jest jeszcze bardzo dużo abym się nauczył o mieście, ale mam nadzieję, że z czasem się nauczę co i gdzie i pokaże więcej zdjęć.

1 roczek



Oczywiście to jeszcze nie Szymka pierwsze urodziny, ale córeczki naszych sąsiadów (Catolina - ja na początku myślałem że Carolina), i na które zostaliśmy zaproszeni. Windy i Henry w Polsce byłaby raczej nie zwykłą parą jakoże że Windy jest murzynką a Henry jest biały. Tutaj najwidoczniej jest to czymś normalnych i nikt nie mówi o jakimś mezaliansie. Impreza była nie w domu, ale jednym z parków, gdzie znajdują się publiczne obiekty przeznaczone do pikiników czy imprez. W ten sposób można spędzić czas na dworze i także zaprosić więcej osób. I może nie byłoby w tej imprezie nic szczególnego, gdyby nie to, że tutaj urodziny na 1 roczek są dość specjalne. Głównym punktem jest jedzenie torta przez dziecko i to w taki sposób, aby jak najbardziej się wybrudziło. Tort specjalnie ma dużo czekolady i nadzienia. Wszystko aby zobaczyć jak najbardziej się dziecko może umorusać. Jest to pierwszy i ostatni raz, kiedy pozawala się dziecku na takie coś. Nie wiem skąd wzięła się na tradycja, ale jest to dość ciekawe i bardzo widowiskowe. Teraz już rozumiem skąd się brały wszystkie te filmiki w "Śmiechu warte" o dzieciach jedzących tort i oblepionych czekoladą. A jeśli chodzi o Szymka pierwsze urodziny i jedzenie torta to zobaczymy, jakoże w listpadzie jest dość zimno i nie ma mowy o jedzeniu na dworze, więc będziemy musieli się zastanowić o tym czy będziemy też takie coś mieli. Jeszcze kilka miesięcy, więc mamy czas na zastanowienie się.

niedziela, 14 czerwca 2009

Ukończenie szkoły średniej



Tutaj ukończenie szkoły średniej jest bardzo ważnym wydarzeniem. To wtedy najczęściej podejmuje się najważniejsze decyzję życiowe, czyli wybór szkoły. Także to czas aby świętować zdanie egzaminów. W Polsce organizuje się studniówkę - tutaj też jest coś takiego, ale raczej nie organizuje się przyjęć dla rodziny i przyjaciół jak tutaj. Jeśli chodzi o przebieg imprezy, to przede wszystkim jedzenie i picie, oglądanie zdjęć, rozmowa z rodziną i samym studentem o dalszych planach i oczywiście wręcznie podarunku - najczęście w formie pieniężnej jako że studia są dość drogie. Tydzień temu byliśmy na takiej imprezie organizowanej przez Jake'a (był na obozach ang.), ale wtedy nie miałem swojego aparatu, a w tym tygodniu byliśmy u Kelly (była i jedzie ponownie na obóz do Szklarskiej). Kelly mieszka prawie nad samym jeziorem, więc impreza była na wysepce na jeziorem jako że pogoda była wyśmienita. Jak widać domy nad samym jeziorem są dość spore i ich ceny zaczynają się od 1 miliona dolarów. Linda i Bob (rodzice Kelly) mają skuter wodny i łódkę, więc część atrakcji była jazda na skuterze wodnym - głównie dla dzieci aby je jakoś zabawiać (oczywiście z osobą dorosłą np. na zdjęciu jest Mike, który prowadzi obóz języka angielskiego w Szklarskiej). W sumie impreza długo nie trwa - ludzie przychodzą na 2 godzinki i idą do domu. Ja mógłbym siedzieć do końca ale musieliśmy jechać wcześniej ze względu na Szymka. Jedna z rzeczy która jest tutaj w modzie na imprezach to jest fontanna z czekoladą. Jest to roztopiona czekolada, w której się zanurza wszystko co się chce - truskawki, pianki, paluszki, itp. Dość kosztowne, bo potrzeba dość sporo czekolady. Tutaj są specjalne wypożyczalnie takiego sprzętu - prawie wszystko można wypożyczyć - automat do robienia mrożonych napojów jak na zdjęciu. I mimo że widać alkohol na zdjęciach, to nie jest on obowiązkowy. I też nikt nie przesadza. Poza tym nikt też nawet nie próbuje pić alkoholu jeśli nie ukończył 21 lat, czyli student też nie może. Ja ciekawostka jest taka, że na takie imprezy przychodzi dość spora liczba osób i chyba fakt, że część przychodzi a część wychodzi sprawia, że można pomieścić wszystkie te osoby jak się organizuje imprezę w domu. I jak też łatwo się domyślić liczba organizowanych imprez w tym okresie jest ogromna i w zależności od znajomych można być zaproszony do nawet kilkunastu w jednym roku. Ja jak na to patrzyłem to przypominałem sobie Polska komunię, bo mniej więcej taka sama ilość gości, jedzenia, pieniędzy, tyle że powód trochę inny i nie daje się tak bardzo materialnych prezentów. No cóż, co kraj to obyczaj.