niedziela, 17 października 2010

Jesień





Tutaj już jesień i tym samym po woli czas Halloween. W sobotę zostaliśmy zaproszeni przez agencję nieruchomości przez którą kupiliśmy dom na mały festyn, na który dzieci mogły się przebrać w kostium i zjeść ciastka i się razem pobawić, i też mogliśmy sobie zabrać dynie do domu aby przyozdobić dom na to święto. Szymek też dostał kostium i tym razem był żyrafą. Sama impreza nie była za ciekawa - po prostu kawa i ciastka, kilka dzieci w ciekawych kostiumach, trochę porozmawiać i do domu. Po wszystkim Szymek wyszedł na podwórko przed domem (oczywiście już bez kostiumu) i bawił się w liściach. Uwielbiał on biegać wśród liści i je kopać. Pogoda dopisała, więc był to dobry czas aby spędzić te ostatnie dni jesiennej słonecznej pogody na dworze. Tutaj za kilka tygodniu przyjdzie mróz i pierwszy śnieg i wtedy tak już zostanie aż do wiosny, więc te ostatnie tygodnie staramy się spędzać trochę więcej na zewnątrz. Ja osobiście uwielbiam wyjść na miasto w czasu przerwy obiadowej i pochodzić sobie po Minneapolis - muszę przyznać że uwielbiam pracować w centrum miasta - zawsze coś się dzieje i jest gdzie pójść.

Pierwszy wypadek




Jak to mówią zawsze musi być ten pierwszy raz. I tak oto tydzień temu ja miałem swój pierwszy wypadek samochodowy. Na szczęście nie z drugim samochodem, ale z sarną. Wracając samemu wieczorem do domu po drodze podmiejskiej wśród pól i zabudowań nagle wyskoczyła z zarośli sarna na drogę i chciała przebiec na drugą stronę. Na całe szczęście wszystko stało się tak szybko więc nawet nie próbowałem jej ominąć tym samym narażając się na kolizję z drzewem czy dachowanie gdybym wjechał gdzieś w rów. Tylko zdążyłem hamować i uderzyć ją prawą stroną. Prędkość na drodze wynosi 55 mil na godzinę czyli ok. 80 km/godz, i też około tego jechałem. Oczywiście miałem zapięte pasy, więc nic mi się nie stało. Samochód dość ucierpiał jak widać na zdjęciach, choć nie było żadnego szkła zbitego. Nawet mogłem nim wracać do domu. Zadzwoniłem do ubezpieczalni z miejsca wypadku i jak się okazało nie potrzebny był im raport policyjny, więc nawet nie zdzwoniłem po policję - tylko by mi to zajęło więcej czasu. Wróciłem do domu, zadzwoniliśmy do ubezpieczalni aby złożyć wniosek o odszkodowanie. Następnie pojechaliśmy do warsztatu przez nich podanego i tam po opinii rzeczoznawcy przystąpili do naprawy - po 5 dniach samochód był gotowy do odbioru. Tutaj każde ubezpieczenie ma limit wydatków własnych i mój ma 750 dolarów na rok, więc musieliśmy zapłacić taką też kwotę jako że naprawa kosztowała 4500 dolarów. Na szczęście samochód zrobiony i mogę nim znowu jeździć, choć tym razem będę omijał tą drogę wieczorem.