wtorek, 26 sierpnia 2008

Egzamin

Po przeszło 2 miesiącach przygotowań do egzaminu szef zarejestrował mnie na egzamin na dzisiaj, i tak oto dzisiaj od 8 zdawałem egzamin (1 z 3) z programowania Microsoft. Zwałam go w Bloomington, czyli tam gdzie pracuję więc nie było daleko. Egzamin był od 8 i trwał 130 min. 40 pytań i aby zdać wystarczyło zdobyć 700 punktów z 1000 możliwych. Niby nic, ale egzamin sam w sobie jest trudny - bardzo duży obszar wiedzy jest przedmiotem testu, więc jest ogromnie dużo rzeczy do zapamiętania. Bardzo mało osób decyduje się aby zdawać egzaminy Microsoftu bo wymagają one uczenia się na pamięć, i ze względu na fakt, iż trzeba pamiętać ogromnie dużo (i wiedza ta może być zawsze sprawdzona w Internecie) ludzie nie decydują się na egzamin. Ci co znają Mike Snuffera (z obozów) - on też zajmuje się programowanie Microsoft i robi to od lat, ale nie ma certyfikatu i nie myśli aby robić. Jedno jest pewne - taki egzamin na pewno poszerza wiedzę (wymaga wiedzy jak rozwiązać problem na więcej niż sposób). Pytania też sprawdzają przede wszystkim myślenie (czasami jest więcej niż jedna odpowiedź prawidłowa, i trzeba wybrać tą najbardziej prawidłową). Czasami pytania są napisane bardzo dwuznacznie (pewnie celowo), więc trudno nawet zrozumieć jaki cel ma być osiągnięty (pewnie byłoby łatwiej zdawać po polsku). Egzamin odbywa się w centrum Prometric (w Polsce w takim zdawałem TOEFLa) i człowiek jest pod pełną obserwacją - 0 ściągania. Sam egzamin kosztował 125$ (szef zapłacił), więc sobie pomyślałem przed egzaminem że jeśli nie zdam to nic straconego - będę wiedział co było, przygotuje się jeszcze raz i podejdę ponownie. Nie musiałem. Zdobyłem jak widać 911 punktów, więc zdałem. W czwartek po pracy z kumplami idziemy świętować. A co teraz? Następna książka i po 3 miesiącach kolejny egzamin, i jak zdam to będę certyfikowanym specjalistą Microsoft w programowaniu .NET, ale o tym za 3 miesiące...




niedziela, 24 sierpnia 2008

Jarmark stanu Minnesota

W tą sobotę pojechaliśmy z Amy na Jarmark stanu Minnesota. Pojechaliśmy specjalnymi autobusami które były przygotowane na przewóz osób na miejsce - okolice stolicy stanu St. Paul. - 20 min. drogi dla autobusu bo one mogą jeździć drogami niedostępnymi dla samochodów.
Co ciekawe aby dostać się na przystanek musieliśmy jechać samochodem, potem zaparkować na parkingu i stamtąd już autobusem. Autobus jechał od tego przystanku prosto na miejsce docelowe (na takiej zasadzie dziełają normalnie).
Jarmak ma coś z polskich dożynek - dużo jedzenia, picia, i prezentacji zbiorów i urodzajów - tyle że na wielką skalę tutaj. Najważniejszą częścią jest jedzenie - prawie wszystko na patyku - np. ogórek na patyku.

Jak widać na zdj. ja jadłem hotdoga w kukurydzianej panierce smażonego na głębokim tłuszczu i na patyku tzw. Corndoga. Obok aligator z frytkami (5$). Poza tym również panierowany żółty ser smażony na głębokim tłuszczu - rewelacja. Dodatkowo domowej roboty frytki. Zatem dużo niezdrowego jedzenia ale za to bardzo dobrego - raz w roku nikt się nie oszczędza, poza tym dużo się tutaj chodzi. Ciekawe bo tutaj jest bardzo dużo różnych potraw np. smażony baton Mars, albo smażona kanapka z czekoladą, albo smażony pikl. Aż dziw że ludzie to kupują.





Jednym z najważniejszych punktów jarmarku są pokazy zwierząt, potraw, pewnie też wymiana doświadczeń i zakupy pomiędzy farmerami i hodowcami. Tutaj można zobaczyć najładniejsze najróżniejsze zwierzęta ze stanu Minnesota. Mi podobała się ta koza z długimi uszami.




Wszystko jest tu duże - nawet świnie. Na zdj. największy knur - waga ok. 600kg - 4.5 roku życia.
Oczywiście nie chodzi tylko śpi. Pewnie mięsa mało co, tylko sam bekon.



Tutaj też jest zawsze osoba która rzeźbi głowę w maślę. Każdy dystrykt ma swoją królową nabiału i jej głowa jest rzeźbiona w maślę i później pewnie są wybory najładniejszej.






Jarmark przyciąga też sprzedawców samochodów - a to dla rolników a to dla zwykłych ludzi. Na zdj. Dodge Viper - 80,000$. Aż dziw że ktoś chce jeździć czymś takim - małe 2 osobowe autko.







Tutaj też odwiedziliśmy stację radiową którą słuchamy z Amy i mogliśmy zobaczyć ludzi których słuchamy przez radio. W sumie było bardzo dużo lokalnych mediów - tv i radia.






Pozdrowienia z Minnesoty. Zdjęcie zrobione z wys. 100m z wieży kosmocznej - taka winda która idzie na wys. 100m. Amy była bardzo przestraszona i ja sam trochę ale nie było co się bać.



Jak zwyklę odwiedziliśmy polskie stoisko na międzynarodowym bazarze - nic ciekawego nie mieli - trochę flag, parę bluz, kilka słowników i coś ze szkła, ale w sumie fajnie że byli.





Oczywiście nie była by jarmarku amerykańskiego bez parady.
Parada policy i Ronalda McDonaldowego.






Nawet nie wiem o co chodziło z tym samochodem (powrót do przyszłości albo co). Na drugim maskotka Smokey przypominająca aby uważać na pożary lasów.




Jak zawsze orkiestra dęta musi być na takiej paradzie. Wydaję się że tutaj jakby każda szkoła miała swoją własną - taka tradycja.
Tutaj też można było zobaczyć małe rezerwaty przyrody pośród tego wszystkiego.
W sumie byliśmy od 7.30 do 15.30. Sam bym był dłużej ale Amy bardzo bolały nogi i musiała wracać do domu. Może będę mógł pójść sam za tydzień - najbardziej podobało mi się to że mogę znowu chodzić (normalnie nie mam okazji). Cały teren jest tak ogromny że aby zobaczyć wszystko musiałbym być tam cały dzień - ja lubię też chodzić szybko więc też jakbym pojechał sam to mógłbym zobaczyć więcej. Może pojadę w ostatni dzień jarmarku - 1 wrzesień tutaj Dzień Pracy.






niedziela, 17 sierpnia 2008

Oficer Dave

W sobotę równiż zostaliśmy zaproszeni przez naszego znajomego na kolację - kolejny gril. Tutaj jadłem bardzo dobry stek oraz kukurydza z grila (nigdy bym nie pomyślał aby upiec na grilu kukurydzę w łupinie i po później obrać z łupin i będzie gotowa do jedzenia). Dla tych którzy nie znają Dave to policjant (sherif) który był w Polsce 2 razy i którego poznałem na obozie w Szkarskiej 2 lata temu i też Dave był jednym ze świadków na moim ślubie. Jest to bardzo miły i uprzejmy człowiek. Nigdy bym nie powiedział z jego zachowanie że może być policjantem. Niestety tego lata nie byli w Polsce ale pojechali do Limy aby jako wolontariusze pomagać - odnawiali lokalną szkołę. Tam 50% społeczeństwa żyje poniżej granicy ubóstwa. Ciekawe też że ludzie tam są bardzo niscy a córka Dava - Rebeca - jest dosyć wysoka i też blond (tam wszyscy są ciemni), więc bardzo się tam odróżniali od reszty społeczeństwa. Rebeca (18 albo 17 lat) podczas wakacji pracuje - w lokalu z sokami oraz jako modelka przy pokazach mody (lokalnie tylko). Tutaj wydaję się iż dzieci szybko uczą się pracować i też jest czymś normalnym mieć pracę na wakację - i to nawet nie za jakięś duże pieniądze. Może kiedyś i w Polsce będzie czymś normalnym że będzie dużo pracy i młodzi ludzie będą mogli dorobić na wakacjach - jak na razie to mogą dorobić jak wyjeżdżają do W. Brytani. Ale skoro dorobiliśmy się tarczy antyrakietowej to może wkrótce i będzie więcej pracy.

Prawdziwy piknik

W tą sobotę mogłem się przekonać jak tutaj wygląda prawdziwy piknik. To ciekawe ale tutaj są specjalne parki gdzie ludzie spotykają się i mają piknik. Jest prawdziwy plac zabaw, grile, stoły, i to wszystko za darmo. Tam gdzie my pojechaliśmy to miejsce to było w dodatku nad jeziorem. Piknik polega na tym iż każdy przynosi ze sobą jakieś jedzenie i wszystko idzie na stół i razem spędza się dzień. Ludzie też przynoszą koce i siadają na kocach i wypoczywają. Jakoś nigdy nie widziałem w Głogowie nikogo w parku aby tak robił. Co innego nad jeziorem w Sławie ale nigdy w parku. Tutaj jest inaczej. Zatem na weekend spotkaliśmy się ze znajomymi Amy i jej rodziców na takim pikniku. Park był już poza miastem, ale o dziwo było tam mnóstwo ludzi. Wydaję się że jest to bardzo popularna forma spędzenia wolnego czasu - w Polsce można spotkać ludzi na pikniku albo na swojej działce albo gdzieś nad jeziorem, ale nie w parku. Może dlatego że trzeba by było targać swojego grila i poza tym raczej nie wolno rozpalać grila w parku. A tu nikt się widocznie nie boi pożaru.





poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Zagubieni

Od teściowej dostaliśmy sezon pierwszy serialu Zagubieni. Ja nie oglądałem go w Polsce ale on leciał w Polsce. Nie wiem który sezon (no chyba jak ktoś ściągał z Internetu) ale my postanowiliśmy zacząć od początku. Zajęło nam to weekend. Dlatego może piszę ten post w poniedziałek. Film rzeczywiście jest wyjątkowy. Film pożyczony od szfagierki i tylko 1 sezon ale może zrzucimy się na pozostałe 2 sezony - ok. 30$ za 1 sezon (7 DVD). Swoją drogą nie wiem czy bym ściągał z Internetu 7 płyt DVD jakbym mógł kupić w Polsce cały komplet za 30 złoty - to 2 bilety do kina albo 1 w Multikinie + popcorn + cola. Dla mnie tutaj nie opłaca się ściągać takiego filmu bo iść za 30 dolarów do paki albo zapłacić dużą karę i oczywiście zakończyć deportacją nie ma dla mnie wielkiego sensu. Ryzykować tak wiele dla marnych 30$. Teraz już wiem dlaczego ludzie tutaj kupują filmy a nie ściągają nielegalnie. A co mają powiedzieć Polacy - na allegro film ten kosztuje ok. 150 złoty - tutaj za godzinę pracy mogę sobie kupić cały sezon a w Polsce za 1 dzień by mnie nawet nie było stać (na szczęście za 2 dni już bym sobie kupił + popcorn + cola i to na tyle). Jakie jest wyjście - ja jestem przeciw ściąganiu i kradzieży ale jak w Polsce sobie inaczej można pozwolić na to?

Grillowanie

Co raz bardziej wydaje mi się że najbardziej popularnym zajęciem tutaj na weekend jest grillowanie. Byłem tutaj już na kilku imprezach i za każdym razem wydaje się że najlepszym rozwiązaniem byl gril. Tym razem wybraliśmy się do przyjaciół. Najczęściej robi się hamburgery i kiełbasę którą jedzą jak hot-dogi. Dużo chipsów i picia. Mogliśmy sobie także pograć w badmingtona. A skoro o piciu, to koleś poszedł do browaru i tam można zrobić swoje piwo - płacisz za składniki i robisz swoje. Nie próbowałem bo nie lubię piwa ale podobno dobre. Może kiedyś i u nas będzie to popularne?

Na zdj. (gospodarz jak griluje).
Na dole osoba na wprost (na biało) Jill to siostra Mike Snuffera (to dla tych którzy go znają z obozów).

Skoro gospodarz jest mechanikiem samochodowym nie wypada nie mieć radia w ubikacji - musiałem zrobić zdjęcie. Chcesz sobie posłuchać radia jak "jedziesz" no to masz:)

wtorek, 5 sierpnia 2008

Piknik

Jakoś tak się zdarzyło, że wszędzie gdzie poszedłem na weekend to zawsze byłem bez aparatu więc nic nie opublikowałem na moim blogu. W sobotę w sumię wprosiliśmy się do znajomego na grilla (był w Polsce na obozie) i rozmawialiśmy o obozie. W niedzielę była impreza u innego znajomego wszystkich którzy pojechali na obóz tego lata - gril, gry, rozmowy, i znowu nie miałem aparatu. Dzisiaj był piknik Narodowa Noc Poza Domem - podkreślający bezpieczeństwo bycia poza domem wieczorem. Piknik była dla naszej społeczności, czyli mieszkańców 15 bloków w których my też mieszkamy. W sumie było dużo jedzenia, była policja i jedna ciekawa rzecz - poznaliśmy tutaj sporo ludzi. Aż dziwne że tutaj po prostu rozmawiasz z ludźmi i jakoś ludzie nie są wrogo nastawieni albo mało rozmowni. Najczęście się pytają co robisz, gdzie chodziłeś do szkoły, itp. - czasami myślę że są może wścipscy, ale z drugiej strony jakby szybko łapią przyjaźń, i po chwili wiedzą o tobie wszystko i ty o nich, więc na prawdę czujesz się jakbyś ich znał od wieków. Ludzie są tutaj bardzo otwarci - czy to młodzi czy starzy. W Polsce też można takich ludzi spotkać ale trudno - no chyba że znają się od lat. Tutaj pewnie wychodzą z założenia iż im więcej ludzi znasz tym lepiej dla wszystkich, więc są bardzo przyjaźni i otwarci. Ja nasłuchałem się histori jak jedna para spotkała się na Hawajach i jak to on był w marynarce wojskowej, i w sumie wszystko o ich dzieciach. Bardzo to dobre dla mnie bo szybko czuję się że nie jestem obcy czy gorszy i może też czuję się częścią tego świata (czy tego chce czy nie).
A tak wyglądają naszego bloki mieszkalne.



Amy na placu zabaw - w tle również widać basen odkryty dla mieszkańców tego kompleksu (czyli również nas).







A to miejsce z grilem - tym razem była osoba która grilowała, ale normalnie przychodzisz sobie z własnym jedzeniem i znajomymi i sobie grilujesz - takie miejsce na przyjęcia dla znajomych. Gril na gaz. Jakoś jeszcze nikt tego nie zniszczył ani nie ukradł.

A to już zdjęcie na tle samochodu policyjnego - policjanci którzy przyjechali na piknik propagowali bezpieczeństwo tej okolicy.
Poniżej ja w samochodzie na tylnym siedzeniu - muszę przyznać że to pierwszy raz w policyjnym samochodzie na tylnym siedzeniu. Na pewno nie idzie otworzyć drzwi od wew. i siedzenia są zrobione z plastiku (jak w "żółtku"). Dzieciaki mi zdjęcie popsuły a może nie...