sobota, 8 stycznia 2011

Szpital









Mimo że już pisałem o szpitalu, w którym urodził się Kubuś - przy okazji zwiedzania szpitala, to jednak jedno jest widzieć szpital od strony osoby zwiedzającej a drugie ze strony pacjenta. Ja nigdy nie byłem na porodówce w Polsce, więc nie mam porównania, dlatego mogę tylko porównać do oddziału wewnętrznego. Nie wiem czy w ogóle jest sens porównywać szpitale, bo przecież tutaj ogromna większość ludzi ma ubezpieczenie prywatne i pacjent również musi zapłacić część za szpital, więc i jakość oferowanych usług jest inna. Przede wszystkim tutaj każdy pacjent jest w prywatnym pokoju z łazienką. Pokój jest wyposażony we wszystko co potrzeba - albo jest to porodówka z całą aparaturą medyczną potrzebną do porodu - czy to chodzi o mamę czy dziecko. Jeśli chodzi o tatę, to tutaj pobyt taty przy porodzie jest bardzo mile widziany, bo jego zadaniem jest podtrzymywanie na duchu i odwracać uwagę od bólu, itp. Oczywiście dla taty też coś jest, bo każdy pokój ma dodatkowe łóżko - kanapę, na której może spać. My byliśmy kilka razy w szpitalu, na obserwacji Amy, bo miała skurcze i myśleliśmy że już rodzi, ale okazywało się że jeszcze nie była pora, dlatego też mamy zdjęcia z 2 różnych pokoi porodowych, oraz 1 pokoju po porodzie. Jeśli chodzi o lekarza odbierającego poród, to jest on nieobecny w szpitalu (przynajmniej w nocy) i jak przychodzi termin rodzenia, to lekarz jest wzywany i przyjeżdża aby odebrać poród. Na dyżurze jest za to lekarz anestezjolog aby dać znieczulenie. Tutaj pacjent ma decyduje jakie chce znieczulenie - jedynie lekarz może zmienić jeśli potrzebne jest krótko czy długo trwające. Jeśli chodzi o pielęgniarki, to tutaj są one dość dobrze opłacane. Pielęgniarki które były przy porodzie Kubusia były także młodymi matkami, więc nie wiem czy to może miało jakiś wpływ czy nie, ale były one bardzo miłe i bardzo profesjonalne, bo nie tylko pomagały ze strony medycznej, to siedziały przy Amy łóżku kilka godzin (z małymi przerwami) i trzymały ją za rękę, albo gładziły po głowie, itp. Jeśli chodzi o wyposażenie pokoi, to jest duży płaski telewizor z kablówką i filmami na żądanie, prywatna lodówka, modem z dostępem do internetu, czy wbudowany ekran z prezentacją o przyrodzie (w pokojach gdzie nie ma okien). Poza tym każdy pacjent ma dostęp do mini kuchni (kilka na oddziale), gdzie za darmo można sobie coś zjeść albo się czegoś napić (kanapki, tosty, płatki, mleko, kakao, pepsi, itp.) - ile się chcę. A jeśli chodzi o zabezpieczenia, to każda matka dostaje kilka bransoletek - czy to z danymi pacjenta, czy danymi dziecka, czy informacją o uczuleniach, tak że gdyby trzeba było przewieź pacjenta na inny oddział to lekarz wie czy można podać dane lekarstwo. Tutaj jednak jest podwójna kontrola lekarstw - pielęgniarka skanerem odczytuje kod kreskowy z bransoletki i z buteleczki z lekarstwem i może podać dane lekarstwo tylko wtedy gdy system komputerowy sprawdzi że dane lekarstwo zostało zapisane przez lekarza i ma być podany w dany dzień o danej porze, więc nie ma mowy że ktoś przez pomyłkę dostanę cudze lekarstwo, co może skończyć się tragicznie. Oczywiście dziecko także dostaje podobne bransoletki, ale najlepsza bransoletka była taka że miała mały odbiorniki radiowy także gdy przekroczy próg oddziału (jakby ktoś chciał wynieść dziecko), to automatycznie włącza się alarm. A gdy zbliżyć tą bransoletkę z bransoletką mamy, to odgrywana jest melodyjka na znak że pasują do siebie. Jak oddalić te bransoletki na dalszą odległość, to automatycznie powiadamiana jest mama i pielęgniarka dyżurna. Mi się podobało, że każda pielęgniarka czy lekarz jest wyposażona w telefon (choć wyglądem przypomina płaski mazak), który jest przyczepiony do ubrania aby mieć wolne ręce, który to telefon jest obsługiwany głosem - naciska się tylko przycisk i się mówi np. Zadzwoń do X i telefon sam wykręca numer danej osoby (czy to inna pielęgniarka, czy telefon w pokoju pacjenta czy prywatna komórka lekarza). Pielęgniarki non-stop się ze sobą porozumiewały w ten sposób. Na koniec jedzenie - tutaj nie ma standardowych godzin jedzenia, bo każdy jest głodny o innej porze - tutaj jest kafeteria i każdy pacjent zamawia przez telefon jedzenie z tej kawiarenki i kelnerka przynosi to jedzenie. Do wyboru jest wszystko - od owoców z jogurtem i granolą (jak Amy zamówiła na śniadanie), poprzez zupy i drugie dania, kończąc na pizzy, hamburgerach, itp. To wszystko sprawia że pacjent czuje się takim szpitalu jak w hotelu, a może i czasami lepiej. I jak tu teraz porównać to do szpitala w Głogowie.

czwartek, 6 stycznia 2011

Kubuś





I tak oto Kubuś się urodził - Kubuś bo tak nazwaliśmy naszego nowego synka. Amerykańskie imię jest Jake (Kubuś) albo Jacob (Jakub), ale my postanowiliśmy nazwać go po polsku, czyli Jakub, i to będzie jego imię na świadectwie urodzenia. Poród nie był już tak trudny jak było to miejsce z Szymkiem. Jednakże Amy miała skurcze już od pewnego czasu i niektóre były dość mocne i częste, ale nie było rozwarcia czyli nie było porodu. Dlatego byliśmy kilka razu w szpitalu zanim nadszedł ten dzień kiedy urodził się Kubuś. Niestety urodził się po terminie - bo 4 stycznia - czyli ominęła nas ulga podatkowa za poprzedni rok ze względu na 2 dzieci, dlatego dopiero za rok będziemy mogli odliczyć sobie 2 dzieci. A teraz trochę danych: Kubuś miał 55 cm i ważył 4kg. Patrząc na rozmiar Amy, to jest to ogromne dziecko - prawię kilogram cięższe niż Szymek. Dzidziuś ma duży apetyt i zeszłej nocy ja spałem na kanapie, a Amy spała z Kubusiem, który budził się co chwilę aby coś zjeść. Je dużo i często i oboje mama i synek czują się dobrze. My do szpitala pojechaliśmy o 10 wieczorem i Kubuś urodził się przed 4 rano. I na następny dzień na wieczór Amy i Kubuś przyjechali do domu. I tak oto jest pełna rodzina czyli 2+2.