sobota, 12 lipca 2008

Prawie 23 tydzień

Aż trudno uwierzyć, że niedługo będzie 6 miesiący i zostanie tylko 3 do przyjścia dziecka. Czas bardzo szybko leci. Tylko co jakiś czas zauważam jak Amy jest trudniej robić pewne rzeczy. To chyba dopiero znak, że ciąża staje się bardziej zaawansowana. Dobrze że nie musi chodzić do pracy, bo byłoby to dla niej bardzo męczące. Też trudno uwierzyć, że jestem już tutaj pół roku. Muszę przyznać, że jak tutaj przyjeżdżałem z wizytą oraz swieżo po przeprowadzce to wszystko było inne - nowe. Inny język, ludzie, zwyczaje, pieniądze (kwoty wydawane), później nowa praca - po prostu całe otoczenie. Od kiedy zamieszkaliśmy w mieszkaniu i po tym jak mogłem przez skype'a zobaczyć swoich znajomych z pracy to jakoś nie myślę że jestem tysiące kilometrów od Polski. Wszystko po mału stało się znajome i teraz czuje się jakbym mieszkał w Polsce tyle że nie w Głogowie. Oczywiście jest wciąż mnóstwo rzeczy które są mi obce i trudno mi dalej pewne rzeczy pojąć, to jednak codzienne sprawy (jazda do pracy, praca, zakupy, itp.) stały się czymś normalnym - zamiast Tesco mam Rainbow Foods czy Cub Foods. Jeszcze wciąż mogę zauważyć że to nie Polska jak jedziemy

gdzieś dalej gdzie jeszcze nie byłem np. na wakacjach. Ale chciałbym odwiedzić Polskę - mówić przez cały czas po Polsku i znowu móc niczemu się nie dziwić. Nie umiem powiedzieć, czy lepiej jest żyć tutaj czy w Polsce. Kolega z pracy który jest z Ukrainy i mieszka tu już 17 lat mówi, że jedna rzecz tutaj jest dobra - jak się ma przyzwoitą pracę to człowiek się nie martwi o nic - że trzeba kupić tą szynkę bo o 2 zł tańsza, że trzeba oszczędzać wodę, że trzeba gasić zbędne światło, że trzeba ściągać filmy z Internetu bo kina nie stać, że nie wolno jeździć autem za dużo bo benzyna droga, że tylko raz kiedyś można sobie pozwolić na kurczaka z rożna, itp. Jedna rzecz jest tutaj dobra (a może niedobra) to to, że jedzenie jest tu tanie w stosunku do zarobków i nawet niektórych cen w Polsce (dzisiaj kupiłem piersi z kurczaka za $2 za pół kilograma), więc nikt nie martwi się o to co jeść i czy se może pozwolić np. na kurczaka czy wołowinę. Sam zjadłem tutaj przez te 6 miesięcy więcej wołowiny niż pewnie przez ostatnie 6 lat pobytu w Polsce. No i to, że tutaj rynek pracy jest duży to sam wiem po sobie, że nie przejmuje się wcale tym, że mógłbym stracić pracę, czyli żyje się pod tym względem mniej w niepewności o to co będzie jutro. I nawet do pracy się przyzwyczaiłem więc nie jest już tak bardzo ciężko - trzeba popracować, ale swoje też można porobić - ja studiuje do testu, więc w sumie żadna prywata ale zawsze coś innego niż to co codziennie trzeba robić. Na koniec jeszcze jedna rzecz - coraz bardziej w pracy mam kontakt z klientem (przez telefon) aby rozwiązywać problemy z aplikacją, czyli rozmawiam z ludźmi z Nowego Yorku czy Mississppi. Jedna rzecz - zawsze są to bardzo rzyczliwi i spokojni ludzie, aż dziw bo jak coś im nie działa to powinni być źli na nas za to, że coś nie działa w programie. A tu nie, mają problem i zwracają się z prośbą o rozwiązanie. Jedno mogę powiedzieć - przyjaznym stosunkiem można załatwić o wiele więcej niż przez złość czy próbę szukania za wszelką cenę winnego, a przecież "Mylić się jest rzeczą ludzką" i sami też nie jesteśmy doskonali.

Brak komentarzy: