poniedziałek, 25 lutego 2008

Men of action

W tamtym tygodniu byłem na wypadzie ze znajomymi tzw. Men of action. Myślałem, iż trochę się rozruszam, ale skończyło się na tym, że było tak zimno i nie chciało mi się wychodzić na zewnątrz, zwłaszcza że było dużo jedzonka i picia w środku. Pierszy raz widziałem całą lodówkę pełną koli, 7UP, Mountain Dew, itp. - od góry do dołu - a lodówki są tu duże. Mało zrobiłem zdjęć, bo nie chciałem wyjść na Japończyka, który robi zdjęcie wszystkiemu co się rusza i nie rusza. Najważniejsze że poznałem sporo nowych ludzi i też sporo się dowiedziałem o tym kraju. Przede wszystkim że co drugi to konsultant lub prezydent. Jeśli pracujesz dla siebie to jesteś konsultant lub prezydent (jak sam założyłeś firmę). Mam też kilka osób do których wyślę moje CV jak teściu mi napiszę (oni tylko poprawiają co ja napisałem, aby jakoś wyglądało). Ciekawe jest też to, że bardzo dużo z tych osób są z pochodzenia Norwegami, Niemcami, etc. Poznałem też Persa (gość z Iranu), Turka, kolesia z Uzbekistanu. Z nimi najszybciej można było zagadać, ale w sumie wszyscy byli bardzo otwarci i przyjaźni. Czasami trudno się do tego przyzwyczaić, że znasz kogoś chwilę, a on z tobą rozmawia jakbyście się znali kupę lat. Następną rzeczą do jakiej mi się trudno przyzwyczaić jest uścisk na przywitanie czy pożegnanie. U nas raczej podaje się rękę, a tutaj się uściskują. My chyba też potrafimy być bardzo otwarci na okazywanie takich uczuć, ale wtedy trzeba tą drugą osobę bardzo dobrze i zazwyczaj długo znać. Mój brat się dziwnie czuł, gdy Amy go uściskiwala na powitanie i pożegnanie, choć po pewnym czasie chyba do tego już się przyzwyczaił, a więc częściej trzeba się uściskiwać - zawsze to cieplej.

Brak komentarzy: