Stanowy Jarmark Minnesoty.
Jak zwyklę wieża ciśnień - to taka Amerykańska hydrofornia chyba. Nawet dokładnie nie wiem dlaczego one są tutaj tak popularne a w Polsce mało co spotykane. Widocznie u nas technika bardziej zaawansowana. Obok statua wolności na tle jakiejś wystawy roślin i kwiatów.
Inne atrakce to występy rodowitych kowbojów - ci ludzie naprawdę mają rancza i hodują konie. Widziałem jak trenują łapanie na lasso. To jest ich styl życia. Skoro tak wszyscy jeżdżą konno to obok auto z ich wieloma. Takimi się ścigąja na osiągach prędkości.
Obok inny okaz koni mechanicznych - Harley - jeden z wielu prezentowanych tu. Cena ok. 20 tyś. dolarów. Nie wiem ile taki stoi w Polsce ale te to chodzące (albo jeżdżące) auta. Radio jak w samochodzie.
Obok jeden z występów ktrórych jest na jarmarku wiele. Tutaj jakaś sztuka którą młodzi studenci prezentowali - oczywiście za friko.
Nie była to żadna znana sztuka i puentą było aby robić to co robimy i starać się robić to jeszcze lepiej a świat będzie wyglądać lepiej i my będziemy sie czuć lepiej - bez komentarza. Obok skatepark i występy grupki kolesiów na deskach i rowerach.
Taki robocik sobie chodził i zaczepiał przechodniów, albo raczej oni zaczepiali go. A obok na bazarze gdzie swoje budki mają różne narodowości (w tym Polska) odbył się pokaz hypnotyzerki. Muszę przyznać że nieźle się ubawiłem. Wybrała sobie ochotników ok. 20 i jak to bywa zaczęła ich hipnotyzować. Sztuka polegała na tym, że dają sie zahipnotyzować tyle te osoby co chcą (jak się bronisz to nie
wyjdzie). Około 15 się zahipnotyzowało (parę osób z widowni). Na zdj. jak sobie śpią i też liżą niemal wodę z betony po tym jak im wmówiono że zjedli najostrzejszą paprykę. Poza tym - jeden był Ricky Marin, Mariaczi, laski były szczypane przez kogoś, kolesia obszczekał pies, itp. Dużo zabawy, i za friko.
W końcu po sporym chodzeniu przyszedł głód i moje zapasy szybko się wyczerpały więc była pora coś przegryźć. Tym razem chciałem spróbować coś nowego więc kupiłem sobie Elk Burger, czyli bułka z kotletem z łosia (albo wapiti jak mówi słownik). Wyglądał normalnie więc nie robiłem zdjęcia. Później był koncert młodych talentów (friko) na dużej scenie
estradowej. Nie byłem tam długo ale oprócz śpiewania był też pokaz tańca w wykonaniu przez jedną osobę (jakiś taki ze skokami i dziwnymi przedmiotami). Może jakbym był dłużej tobym wiedział o co chodzi. Obok, jak to była na jarmarkach dużo wesołego miasteczka i karuzel. Jeśli chodzi o ceny to 50 kredytów kosztowało 30$ a jeden przejazd to ok. 5 kredytów. Nie wiem czy to dużo czy mało - chyba
normalnie. Żałuję że nie poszedłem na pokaz osobowości - była kobieta goryl i inne cuda natury. Był duży tłum i pewnie mało co bym zobaczył i pewnie połowa to chwyt reklamowy, więc nie poszedłem. Ale za to widziałem konie które przyszły kupić sobie ziemniaczki:)
Ciekawe jest to że im później tym więcej można było zobaczyć ludzi wstawionych, i też automatycznie dużo policji. Można było czuć się bezpiecznie. Widziałem jednego kolesia siedzącego na ziemi z rękoma na głowi kiedy go gliniarze spisywali. Nawet nie dyskutował, był pokorny jak trusia. Wydaję mi się że tutaj ludzie mają większy respekt przed policją. Kto chcę być postrzelony - chyba nikt. Do domu wróciłem znowu - autobus, i samochód. Za rok - kolejny. Mówi się że jest to jeden z lepszych w Stanach jarmarków. Dobrze że na drugi dzień był 1 września i dzień... pracy. Tak tutaj 1 wrzesień to dzień pracy i jest wolne. Niezupełnie, generalnie ludzie nie pracują, ale bary, sklepy, restauracje są otwarte. Pochody? Są, ale mi powiedziano że proletariat jest tu mały więc żadna atrakca. To raczej taki ostatni dzień aby rodzice mogli spędzić ze swoimi dziećmi zanim te pójdą do szkoły. Może to i nie głupie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz