poniedziałek, 6 września 2010

Kuchnia Indyjska







Tutaj w USA jest dość sporo ludzi z Indii. Szczególnie w branży informatycznej widać sporą ilość osób z Indii. Pewnie po pierwsze dla tego że zgadzają się oni na niższe zarobki, jako że Indie to bardzo biedny kraj i ludzie stamtąd nauczeni są żyć skromniej np. mieszkać w bloku niż w domu czy też jeździć byle jakim samochodem niż nowym BMW, i czy też samemu gotować jedzenie niż kupować gotowe czy to ze sklepu czy restauracji. I ja mam kilku znajomych z Indii w pracy - dla mnie jest to całkowicie nieznana kultura więc lubię słuchać jak opowiadają o swoim kraju - mogę się sporo nauczyć. I tak np. nauczyłem się że mają oni około 28 głównych języków, chociaż formalnym językiem jest Hindi. Oprócz tego większość ludzi w Indii jest wyznania Hinduskiego, które ma setki różnych bogów, choć niby te wszystkie są częścią jednego. Ale oprócz tego, jest jeszcze kuchnia Indyjska, gdzie dominuje chleb jak podpłomyki, ryż, dużo warzyw, mięsa (oprócz wołowiny), różne odmiany grochu, i wszystko z ogromną ilością różnorakich przypraw (szczególnie curry). I tak znajomy organizował obiad w świątyni Hinduskiej, do której mogłem pójść aby zakosztować kuchni Indyjskiej i też mogłem zwiedzić prawdziwą świątynię Hindusów. No cóż, wygląda to zupełnie inaczej niż to, do czego my jesteśmy przyzwyczajeni. Większość bożków ma swoje posążki, do których się ludzie modlą. Miałem też możliwość zobaczenia jak wygląda "prywatne" nabożeństwo - ludzie przynoszą jedzenie jako ofiara do bogów, kapłani leją mleko na posąg bożka (w sumie około 10 litrów mleka jest użyte aby polewać posąg). Przy tym wszystkim 2 kapłani ciągle odmawiają jakąś mantrę - jest to pół śpiew, pół dialog, tyle że bardzo szybko. Jedna istotna rzecz, to to że tutaj w świątyni chodzi się bez butów, które to zostawia się z szatni (tak myślę że w Polsce by zaraz pewnie rozkradli co lepsze buty). Po tym pokazie, mogłem pójść sobie na obiad. Na zdjęciu widać jedzenie, tyle że bez mięsa bo w świątyni Hinduskiej nie je się mięsa w cale. Też na zdjęciach jest mój kolega (w tej białej szacie) i jego córka oraz jego żona (jedna z kucharek). Dla mnie był to dość ciekawe i smaczne nowe doświadczenie kulturowe.

Brak komentarzy: