niedziela, 1 sierpnia 2010

"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą"



Tytuł tego posta to powszechnie znany w Polsce cytat z utwory Jana Twardowskiego przypominający nam że jesteśmy tutaj na ziemi tylko na krótki czas i każdego na nas przyjdzie pora. Tym razem pora przyszła dość nagle na mojego przyjaciela Daniela, która tak jak ja pochodził z Głogowa i ożenił się z Amerykanką i tak jak ja wyjechał do USA. On wyjechał do Tennessee a ja Minnesoty. Kiedy po ślubie mieszkali jak my w Głogowie, to często się widywaliśmy bo jego żony Melissa i Amy bardzo się przyjaźniły. Po wyjeździe do stanów tylko raz się odwiedziliśmy i planowaliśmy się zobaczyć w tym roku. Niestety do spotkania nie doszło, a przynajmniej nie tak jak planowaliśmy, bo Daniel miał śmiertelny wypadek, kiedy to jechał do pracy w silny deszcz. Tam gdzie mieszkali są góry więc drogi są bardziej kręte i są z dużymi spadami, a droga na której miał wypadek ma limit prędkości 120km na godz. Wszystko wskazuje na to że wpadł w poślizg na kałuży i uderzył w barierkę, od której się odbił i pokoziołkował na pobocze. Niestety zginał na miejscu mimo że miał na sobie pasy. Najgorsze że osierocił 2 dzieci - ponad 2 lata i 4 miesiące. W dodatku żona była bez pracy. Niestety nikt z Polski nie mógł przyjechać, więc my poczuliśmy się odpowiedzialni i polecieliśmy na pogrzeb. Dostałem w pracy 3 dni wolnego, więc mogliśmy spędzić 5 dni w Tennessee. Jeśli chodzi o pogrzeb, to wygląda on inaczej niż w Polsce. Tutaj są domy pogrzebowe, gdzie przychodzą ludzie aby złożyć kondolencje i aby zobaczyć ciało po raz ostatni. W takim domu jest zimno aby ciało mogło być wystawione na kilka godzin. Przychodzą ludzie i przynoszą kartki w kondolencjami i kto chce zostać to może zostać na nabożeństwie, ale co ciekawe nie ma w takim domu krzyży czy innych oznak konkretnej religii. Jedna charakterystyczna rzecz nie dla USA ale dla w ogóle ludzi wierzących było to że nie było tam jakiś lamentów i płaczów i większość ludzi była ubrana nie na czarno. Dla człowieka wierzącego jak mówi Biblia "Życiem moim Chrystus, a śmierć zyskiem". Po nabożeństwie wszyscy pojechali do domu, choć my pojechaliśmy na taki mały poczęstunek zorganizowany przez ich przyjaciół. Jeśli chodzi o pochówek, to ciało jego zostanie skremowane i część prochów pojadą z Melissą, dziećmi i jej mamą do Polski na też uroczystość pogrzebową dla rodziny w Polsce, a część prochów zostanie rozrzucone, tak więc nawet nie było pochówku na cmentarzu. Bardzo to dziwne ale takie są tutaj zwyczaje, bo w końcu więcej z tym kłopotów i kosztów niż ze zwyczajnym rozrzuceniem czy zakopaniem prochów. Bardzo nam będzie jego brakować.

Brak komentarzy: